383

Wiem, że zabierze mnie woda. Wiem od dawna. Wolałbym nielodowatą, ale nie wolno od losu wymagać zbyt wiele. Zabierze mnie w miłości, dlatego Titanica obejrzałem jednocześnie chłodnym okiem i w uniesieniu, śmiałem się i płakałem z powodu wzruszeń estetycznych i pod wpływem przeżyć osobistych.

Titanic to nie tylko najdroższy film w historii kina, ale i jeden z najwspanialszych. Prawdziwie wielkie dzieło. Pod każdym względem.

384

Pretensjonalny znajomy oświadczył, że na Titanica nie pójdzie, bo uznaje tylko kino artystyczne, a gdy zacząłem się śmiać, spojrzał na mnie z prawdziwie uniwersyteckim oburzeniem. Zrozumiałem, że choć film Camerona przeznaczony jest dla wszystkich, tylko niektórzy potrafią uchwycić jego sens - powiedzmy wprost - głębinowy.

385

James Cameron odnowił dobre tradycje Hollywoodu, w którym szanujący się artyści szanowali widza, kręcąc filmy drogie i inteligentne, by dobrze na nich zarobić. W dodatku wymyślił on film, który większość hollywoodzkich reguł złamał: odważyć się na film historyczny i kostiumowy trwający ponad trzy godziny, na znany temat, bez wielkich gwiazd, bez możliwego dalszego ciągu, bez handlu pobocznymi gadżetami (gry wideo, zabawki, koszulki, czekoladki i tak dalej), film, w którym większość bohaterów umiera i którego koszt przekroczył 250 milionów dolarów (nawet 300 milionów jeśli dodamy koszta promocji, dystrybucji oraz budowy osobnego studia w Rosarita Bay w Meksyku) - to przedsięwzięcie co najmniej ryzykowne. Powiedziałbym, że Cameron i szefowie 20th Century Fox zachowali się jak wariaci albo jak bohaterowie romantyczni: jakby pieniądze przestały się dla nich liczyć. Nie zlękli się ryzyka utopienia ciężkich milionów w Titanicu, mimo że prasa amerykańska podczas realizacji filmu stawała na głowie, żeby Camerona wykończyć z ponurą, podejrzaną zaciekłością. I nic.

386

"Titanic" był największym, najszybszym, najbardziej komfortowym, najdroższym i - wydawało się - najbardziej bezpiecznym ze wszystkich transatlantyków świata. Zatonął z powodu ludzkiej próżności. Niepotrzebnie i głupio. Wystarczyło popłynąć trochę bardziej na południe lub zaopatrzyć marynarzy w bocianim gnieździe w mocną lornetkę.

Zatonięcie zostało spowodowane nie zderzeniem z górą lodową, lecz właśnie brakiem frontalnej kolizji. Rozkaz "cała wstecz" osłabił zdolności manewrowe statku; nawet gdyby "Titanic" rąbnął dziobem w górę lodową, dwa lub trzy sektory zostałyby zgniecione, ale utrzymałby się on na powierzchni morza, podczas gdy obtarcie poniżej linii zanurzenia zadało kadłubowi śmiertelną ranę. Wystarczyło nie wyłączać na noc radia i telegrafów na statkach przepływających w pobliżu. Parowiec znajdujący się o godzinę drogi od miejsca katastrofy wyłączył odbiorniki na kilka minut przed SOS wysłanym z "Titanica". Dopiero od 14 kwietnia 1912 roku zaczęło obowiązywać całodobowe czuwanie. Wyjścia z trzeciej klasy zamknięto kratami. Szalupy z pasażerami klasy pierwszej odpływały prawie puste. Wiadomo, że było ich stanowczo za mało.

387

I najważniejsze: długość umierania. Nie jedna sekunda jak od kuli, ale ponad dwie godziny: wystarczy, by założyć na spotkanie frak i wypić kilka kieliszków koniaku jak miliarder Guggenheim, wyzwolić z siebie bestię albo sprawdzić w miłości. Sentymentalny banał? Nic podobnego: spokojna oczywistość czasu próby.

388

James Cameron w jednym z wywiadów powiedział, że nie chciał i nie zrealizował filmu o "Titanicu", lecz nakręcił dzieło o szczególnej miłości. O jakiej miłości? Odpowiedź wydaje się jasna: o spotkaniu Jacka i Rose w sytuacji - jak się okazało - krańcowej. O przekraczaniu granic społecznych i uczuciowych. O przekraczaniu siebie. Didier Péron słusznie zauważył w "Libération", że Titanic stanowi nieustanną zachętę do buntu. Przeciw konwencjom i przeciwko bezruchowi.

To prawda, ale nie cała i chyba nie najważniejsza. James Cameron uruchomił w swym filmie, niekoniecznie świadomie, większość mitologicznych i sakralnych znaczeń okrętu. We wszelkich religiach i w największych dziełach kultury światowej, o czym przypomina na przykład Władysław Kopaliński, okręt oznacza śmierć i jednocześnie nieśmiertelność oraz zmartwychwstanie: w grobach starożytnego Egiptu składano zmarłym modele okrętów, aby mogli odbyć podróż za zachodni widnokrąg do krainy śmierci. Grecy kładli w usta zmarłego - obola na opłacenie Charonowi przeprawy przez Styks. Na grobach wczesnochrześcijańskich często spotykamy okręty i łodzie symbolizujące podróż od portu śmierci do życia wiecznego. Gdy skandynawski bóg Baldur został zabity gałązką jemioły, ułożono go wraz z żoną Nanną, koniem i skarbami na okręcie "Hringorni", okręt podpalono i spuszczono na wodę.

389

Okręt symbolizuje też pływającą trumnę: w Kupcu weneckim okręt to tylko deski, pękające jak na "Titanicu", w Gargantui i Pantagruelu Panurg oznajmia: "Jak grube mogą być deski tego okrętu? Mają dobre dwa cale, odparł pilot. - Tedy znajdujemy się ustawicznie o dwa cale od śmierci" (przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego).

390

Okręt jest też wazą, znakiem wiecznej kobiecości. I naczyniem, podobnie jak naczynia krwionośne. W Kartagińczyku czytamy: "Kto chce mieć górę kłopotów, niech spróbuje wyposażyć te dwie rzeczy: okręt i kobietę", ale okręt symbolizuje też Kościół płynący do portu Zbawienia, natchnienie poetyckie oraz sen.

391

James Cameron opowiada w Titanicu opowieść starej kobiety, nawiązując do jeszcze innego tropu: do baśni o zagubionym skarbie, którego emblematem stał się królewski klejnot spełniający funkcję świętego Graala. Stara kobieta opowiada o inicjacji, której doznała tamtej nocy pod przewodnictwem posłańca bogów - Hermesa. Opowiada o spotkaniu z aniołem noszącym imię Jack. Opowiada o rytualnej śmierci i o zmartwychwstaniu: o własnej śmierci i uzyskaniu nowego życia, bo aniołowie i przewodnicy choć odchodzą, to wszak nie umierają.

Rytuał ponownych narodzin odbywał się w warunkach wyjątkowych: w pękniętym naczyniu, w zalewanej wodą trumnie, pośród trzaskających desek i dryfujących w zalanych spiżarniach porcelanowych dziewiczych statków. W tym sensie opowieść starej kobiety staje się wyznaniem hermetycznym, spowiedzią rozkapryszonego dziecięcia wieku, które uzyskało wiedzę o tym, co dobre, a co złe i jak należy żyć.

392

Podczas katastrofy "Titanica" zginęło 1490 osób. Widzę umieranie na filmie, ale przecież ich odejście nie budzi we mnie ani przerażenia, ani grozy, ani - wstyd powiedzieć - współczucia. Na tym polega magia kina katastroficznego. Być może, ale w perspektywie opowieści starej kobiety odchodzenie rozbitków przypomina mi raczej śmierć żołnierzy ginących w epopei Homera. Titanic pachnie Troją, by rozkwitła róża.

393

Żal mi Jacka. Hermesa. Opiekuna i posłańca. Opoki. Stróża spokoju podróżnych, towarzysza pasaży: od życia do śmierci i od śmierci pozornej do nowego żywota. Hermes jest szczodry. Hermes jest dobry, choć we wczesnej młodości ukradł Apollinowi trzodę. Czyn swój odkupił lirą.

Stara kobieta opowiadając o Hermesie, który przeprowadził ją przez wielką wodę, nigdy nie zapomni o jego miłości, również dlatego, że usunąwszy się w głąb, udowodnił raz jeszcze, zgodnie z naturą starych mitów ludzkości, że tylko kobiecość jest wieczna i niezniszczalna.

W tym sensie Titanic Jamesa Camerona przedstawia nie zatonięcie statku jako alegorię końca starego świata, zgon zadufanego wieku XIX, wierzącego w postęp, parę i elektryczność, lecz cud odrodzenia.

394

Już wiszę za rufą. Spokojny i wyciszony. Wiem, że zachowam się godnie i potrafię ją ocalić. Czasu niewiele: może kwadrans, może mniej. Woda przyjdzie na pewno. Szkoda tylko, że taka zimna. Trudno.


(Śmierć w wodzie: fr. książki)

Sfinx