Przegląd win prostych

"Belzebub"
Belzebub to wyśmienity napój, którego cena nieznacznie przekracza 3 PLN. Otwarcie butelki nie sprawia problemów: wystarczą trzy niezbyt silne uderzenia łokciem w denko, aby odepchnąć korek od szyjki. Następnie fachowcy wyciągają go zębami, amatorzy palcami, a desperci naparzają dalej w denko. Korek, rzecz jasna, natychmiast wyrzucamy, aby nie odstawiać napoju na później. Po przystąpieniu do własciwej konsumpcji można stwierdzić, że Belzebub jest napojem o dośc specyficznym bukiecie smakowym łączącym zarówno kwaśny posmak wiśni oraz słodko-gorzki aromat cukru palonego. Miłym akcentem jest niezbyt dokuczliwa chmura oparów siarki, przez co spozywanie może następować z otwartymi oczami. Delikates ów nie drażni nabłonka jamy ustnej i przełyku; daje się odczuć lekkie ciepło rozchodzące się promieniście od spływającej do żołądka cieczy. Spożycie Belzebuba w ilości nie przekraczjącej objętości jednej flaszki tj. 0,75 litra nie powoduje drastycznych zaburzeń w funkcjonowaniu organizmu. Polecam serdecznie.

"Mocny"
Mocny jest klasycznym siarkofrutem. Dziwi stosunkowo wysoka cena, mianowicie 3,70 PLN. Za tą cenę dostajemy napój lekko drażniący gałki oczne, jednak nie na tyle, aby zrezygnować z konsumpcji. Na flaszkach o zwykłej pojemności 0,75 litra występują dwa rodzaje zamknięć: typowy korek wciskany, który po kilku mocniejszych uderzeniach w denko opuszcza szyjkę, oraz korek nakładany na szyjkę (prawdopodbnie dla amatorów), który ustępuje po jednym półobrocie. Napój ma odczyn lekko kwaśny, jednak nie zniechęcający do spożywania. Wchłania się bez zbędnych perturbacji powodując uczucie ciepła w podbrzuszu. Spożycie Mocnego w ilości około jednej flaszki na głowę może spowodować lekkie zaburzenia w funkcjonowaniu układu pokarmowego i wydalniczego. Konkretnie dotycza one zaburzeń łaknienia i trawienia, oraz rozrzedzenie stolca, a czasami przy duzych ilościach spożytego napoju rozwolnienie. Polecam koneserom znajacym umiar.

"Wino"
Wino już od pierwszego spojrzenia budzi sympatię. Jest ona spowodowana zmyślnością producenta, który nazwał ów delikates po prostu "Wino". Jest to bardzo duże ułatwienie w procesie nabywania napoju. Nie sądze, aby koniecznym było objaśnianie przyczyn. Po zapłaceniu, w zależności od regionu, kwoty około 3,50 PLN rzeczą oczywistą jest przystapienie do konsupcji. Na drodze do zawartości klasycznej flaszki nie napotykamy trudności w postaci niewyskakującego korka. Pierwszy łyk może budzić lekki wstręt spowodowany lekką kwaśnością, jednak jak wiadomo pozory często mylą i ci, którzy się nie zrazili na początku procesu spożywania nie będą wyrażali swojego zniesmaczenia, gdyż w rzeczywistości wino jest bardzo apetytyczne jednakowoż jak aromatyczne. Ze względu na bardzo praktyczną nazwę produkt ów jest zalecany osobom, które już wcześniej spożywały wina.

"Portwiejn Primorskij Bilij"
Portwiejn Primorskij Bilij w zasadzie nie kwalifikuje się do bycia jabolem chociażby z uwagi na rodzaj zamknięcia jakim jest korek wykonany z prawdziwego korka. Kolejną i chyba najważniejszą rzeczą jest skład. Otóż to ukraińskie wino bazuje na winogronach !!! Ponadto kształt butelki 0,75 litrowej wskazuje na to, iż napój ten aspiruje do bycia winem klasy conajmniej Sofii czy Egri Bikaver. Jednak jego cena wynosząca w przeliczeniu na PLN około 5 złotych pozwala zakwalifikować to wino do elitarnej kasty jaboli. Otwarcie butelki wymaga użycia kluczy, gwoździa, noża, lub w najgorszym przypadku korkociągu. Po pierwszym łyku zauważamy, że jest to bardzo mocny napój (spirit 17,5%). Powoduje on wrażenie lekkiego palenia w gardle, jednak kubki smakowe rejestrują słodki aromat, co w rezultacie daje fantastyczną mieszankę przeciwnych smaków, które wbrew logice nie redukują się nawzajem, lecz potęgują doznania smakowe. Należy jeszcze wspomnieć o miejscu zbioru winogron - otóż jest to Krym. Kolejna konieczna uwaga tyczy sie konsumpcji - nie należy spożywać Portwiejna zaraz po pochłonięciu flaszki Cherry. Mimo wszystko wino godne gardła jabolaża.

"Cherry"
Cherry jest kolejnym klasycznym siarkofrutem o najbardziej tredycyjnym z mozliwych składów: moszcze owocowe, koncentraty owocowe, cukier, kwasek cytrynowy i rzecz jasna karmel pełniący funkcje naturalnego barwnika. Otwarcie nie sprawia kłopotu doświadczonemu łokciowi. Zwraca uwagę korek koloru białego, którego odrębność budzi nadzieję, iż zawartość klasycznej butelki stanowi wino niezwykle finezyjne i czyste pod względem chemicznym. Nadzieje okazują się częściowo płonne, gdyż smakowo cherry nie odbiega od norm przyjętych powszechnie. No może za wyjątkiem lekkiego posmaku spirytusu w co trzecim łyku. Kompletnie zniechęcić się do wina można po dotarciu zawartości przydennej flaszki. Zamiast osadu w postaci kryształków siarki znajdują się tam prwdopodobnie odpryski emalii z kadzi, w której napój był preparowany. Największym ciosem jest jednak jego cena - 4,40 PLN. Wina nie polecam nawet desperatom.

"Cherry Eksluzywne"
Kolejne Cherry. Tym razem ekskluzywne - cena 5, 50 PLN, zamknięcie metalową zakrętką, flaszka 0.75 litra z wyraźnie oddzieloną szyjką od części zasadniczej. Po bezproblemowym otwarciu natrafiamy na silnie aromatyzowaną esencję. Bardzo dobrze czuć smak wiśni oraz stosunkowo dobry spirytus. Nie uświadczono natomiast nawet śladowych ilości siarki. W związku z powyższym napój ten idealnie pasuje na zapicie kanapek, jako napój spozywany do słodkich deserów a nawet z czipsami może być serwowany jako aperitiff na ekskluzywnych balanżkach. Zasadniczo napój jest przeznaczony na czasy tzw bycia przy forsie [czyt. kaboningu]. To Cherry można spożywać właściwie w ilościach nieograniczonych, tzn do 4 flaszek na głowę.

"Miętówka"
Miętówka jest bardzo specyficznym jabolem. Wręcz można powiedzieć, że kulturalnym. Zawartość znajduje się w "spirytusowej" buteleczce o pojemności dość nietypowej - 0.7 litra, zamkniętej metalową nakrętką. Otwarcie nie sprawia najmniejszych trudności, jeśli nie mamy tłustych lub spoconych dłoni. Po pierwszym łyku nie wyczuwamy nawet aptekarskiej ilości siarki, odprysków emalii z kadzi i paznokci producenta. Po prostu spożywamy napój wprost sterylnie czysty. Jego smak charakteryzuje się niezwykłą delikatnością i subtelnością. W żaden sposób nie podrażnia błon śluzowych jamy ustnej, ani przełyku. W żołądku asymiluje się doskonale nie powodując jakichkolwiek zaburzeń trawienia. Wracając do smaku należy dodać, że wino to bazuje na mięcie, więc można przypuszczać, iż napój ten ma właściwości lecznicze, a przynajmniej odświeża oddech. Cena nie odstrasza. Polecam spożywanie niezbyt schłodzonej Miętówki zamiast rozreklamowanej wody mineralnej w dni upalne w celu zaspokojenia pragnienia.

"Wino owocowe białe półsłodkie"
Wino owocowe białe półsłodkie. Tak. Absolutny klasyk. Wystarczy spojrzeć na etykietę. Łza się w oku kręci. Przed oczyma staje postać Edwarda Gierka na tle wielkiego placu budowy, na którym panowie w gumofilcach, waciakach i beretach z antenką spożywają TO wino, potem obraz przekształca się w panoramę wielkiego placu z wysoką sceną, potem przenosimy się na jarociński rynek, gdzie wszyscy młodzi ludzie raczą się TYM winem. Jako klasyk, Wino jest zamknięte najbardziej tradycyjnie, czyli wciskanym, plastikowym korkiem o nieokreślonej barwie. Otwieramy tradycyjnie: 2-3 razy "z łokcia" i potem wyciągamy korek zębami. Spożywamy dużymi łykami (czyt. grzdylami), aby pozwolić siarce natychmiast wypełnić trzewia. Aromat najlepszy z możliwych, po prostu smak tradycji. Nie należy zwracać uwagi na ewentualne problemy gastryczne. Wino to pasuje do wszelkiego rodzaju balanżek i domówek i podmostówek, a także jako napój spozywany w czasie pracy fizycznej, lub po pracy intelektualnej. Cena niezwykle atrkcyjna, oscylująca około 3 PLN. Napewno można je nabyć w okolicach Żar w Lubuskiem.

"Stolni Vino"
Stolni Vino jest produktem czeskim. Jest to wino stołowe sfabrykowane z porzeczek. Ciekawym elementem komponującym aparycje tego napoju jest opakowanie. Otóż jest to karton, taki w jakim są sprzedawane mleko lub soki. Dzięki pomysłowoci producenta nie musimy obawiać się, że butelka ulegnie rozbiciu na drobne elementy. Pomimo faktu, że w kartonie nie można znaleźć korka ani zakrętki dotarcie do zasadniczej zawartoci opakowania nie sprawia najmniejszych perturbacji. Producent na każdym kroku udowadnia, że jest osobą pomysłową, dbającą o klienta. Aby ułatwić otwieranie w jednym z dwóch górnych rogów umieszczono perforacje umożliwiające oderwanie rożka i przez to doprowadzenie do powstania tzw. Lejka, z którego bardzo łatwo można rozlać wino do kubeczków plastikowych, lub do szklanek gdy są. Wino pachnie jak tzw. wina markowe. Nie można uświadczyć jakichkolwiek substancji stosowanych w przemśyle chemicznym tudzież gumowym. Jak już wspomniałem wino jest z porzeczek i przez to dla niektórych koneserów może wydawać się nieco za kwaśne. Jednak po pochłonięciu ok. 100 cl tego subtelnego napoju przestajemy zwracać uwagę na doznania smakowe, gdyż zaczynamy przechodzić w inny stan świadomoci. Odczuwamy wypełniającą ciało radość, zaczynamy śmiać się z niczego, jest nam dobrze, nie odczuwamy problemów, żyjemy chwilą. Po prostu carpe diem! Są jednak pewne minusy spożywania tego znakomitego trunku. Jeśli nie zachowamy należytej ostrożności możemy np. zrzucić współbiesiadnika ze stromej wydmy. Należy jeszcze wspomnieć o imponujących danych technicznych: 1 litr tego wina po przeliczeniu z czeskich koron na PLN kosztuje ok. 3 PLN. Wino polecam osobom spragnionym radości, potrafiącym kontrolować swe zachowanie oraz mające dostęp do czeskiego rynku winiarskiego.

"Byk"
Jak powszechnie wiadomo wino Byk jest cenionym markowym produktem i jako taki doczekał się swojej podróbki - wina o nazwie Byx. Podróbka jest nieco tańsza od oryginału i co jest wyjątkową rzadkością ma inną butelkę. Jak wiadomo oryginalny Byk znajduje się we flaszce o klasycznej pojemności 0.75l zamykanej plastikowym korkiem, natomiast Byx jest sprzedawany w butelkach "spirytusowych" o V=0,7 litra. Taka butelka nie nastręcza praktycznie żadnych trudności z otwarciem. Po zwiększeniu odległości między zakrętką a szyjką nasze receptory węchowe są w stanie odebrać zapach jakby spirytusu przemysłowego. Generalnie nie przeszkadza to w konsumpcji, która najlepiej powinna odbywać się przy ognisku, z którego dym maskowałby zapach wina, oraz nad którym można przygotować tzw. zagrychę niezbędną w procesie spożywania tego wina. Wchłanianie tego trunku przebiega dość burzliwie. Na początku odczuwamy tzw. doła, wnętrze czaszki jest rozsadzane przez impulsy nerwowe chaotycznie skaczące po neuronach, niekiedy zdarzają się drgawki lub wymioty, po chwili ogarnia znużenie i apatia, po czym organizm zaczyna funkcjonować normalnie. Wina nie polecam w żaden sposób, choć wiem, że mieszkańcy Parchowa na Kaszubach wyboru nie mają.

"Arizona"
Arizona to jeden z klasyków w panteonie polskich siarkofrutów. Jednak nie oznacza to, że Arizona niczym się nie wyróżnia. Otóż już sama nazwa stawia to wino w awangardzie polskich jaboli, ta nazwa symbolizuje dążenie tego napoju do bycia namiastką odległego ideału - Stanów Zjednoczonych Ameryki. Osoba spożywająca Arizonę musi poczuć się jak wielki amerykański truck pędzący asfaltową wstążką autostrady w zachodzącym słońcu Kansas przy dźwiękach rzeźbionych na białym dżipsonie. Ponadto do ideału przybliżać ma etykietka utrzymana w konwencji pop -art zmieszanej z elementami wystroju Las Vegas. Zresztą niech jako przykłady potwierdzające wysoką klasę Arizony posłużą cytaty osób konsumujących ten znakomity trunek: "Panie, Arizona to dla mnie lepsza niż chleb na śniadanie, a trzyma jak cholera!", " Jak żem dziś, kurwa, nie wypił Arizony to mam monstrualną migrenę". Fakty mówią same za siebie, wręcz nie wymagają komentarza. Jeszcze można dodać, że to wino zainspirowało pewną panią do nakręcenia filmu o koneserach tego napoju. Ponadto film ten został nagrodzony na jakimś festiwalu. Wino polecam marzycielom, którzy chcą przybliżyć się do swego wymarzonego celu tudzież ideału. Wiadomo jednak, że za marzenia trzeba płacić, w przypadku Arizony 4, 70 PLN.

"Kuszące Wisienki"
Wino owocowe Kuszące wisienki to nie lada gratka dla prawdziwych mężczyzn, gdyż nie dość, że zawartość alkoholu jest gwarantowana przez producenta, co sugeruje dodatkowa etykieta to na głównej etykiecie widnieje podobizna kobiety, której aparycja nasuwa skojarzenia z night klubami lat osiemdziesiątych i muzyką Kombi. Bardzo wygodne okazuje się zamknięcie butelek firmy Appol - otóż klasyczny korek, prawdopodobnie dzięki polskiej myśli technicznej, został zmodernizowany poprzez dodanie odginanego uchwytu o średnicy ok. palca jednego, męskiego, który to [uchwyt, nie palec] znacznie, z założenia, ułatwia dotarcie do zawartości klasycznej flaszki. Jeżeli chodzi o walory smakowe tego, mimo wszystko niedrogiego, bo kosztującego jeno 3, 50 PLN, wina to należy powiedzieć, że trunek ten jest wręcz akademickim przykładem jabola klasycznego w swej zawartości i jednocześnie bardzo smacznego. Wyczuwa się pewną kwaśność, lecz nie przeszkadza ona w konsumpcji. Aromat wiśni mile łechce kubki smakowe i znakomicie komponuje się z naturalnym smakiem w ustach, przez niektórych zwany niesmakiem.

"Pachnące poziomki"
Pachnące poziomki to kolejne wino dla prawdziwych mężczyzn. Jest to produkt z tej samej serii i prawdopodobnie linii technologicznej co opisywane nieco wyżej Kuszące wisienki. Parametry techniczne te wina mają identyczne, no poza, rzecz jasna, modelką na frontalnej etykiecie. Tu mamy najprawdopodobniej córkę kierownika winiarni na tle czerwonych maków, które mają za zadanie naciągnąć na zakup wina weteranów z pod Monte Cassino. Przed modelką widnieją truskawki, a sama modelka z powodu wrodzonej skromności swój skromny biust zakrywa skromnym stanikiem. Etykieta, nazwa i doznania smakowe budzą konsternację, gdyż ani poziomek, ani truskawek, ani tym bardziej maku nie daje się wyczuć. Reasumując, wino to nie jest w żadnym wypadku trunkiem godnym specjalnej uwagi, co najwyżej skusić się na nie mogą osoby pragnące zagorzałej dyskusji na temat: Z czego to wino jest, kurwa, zrobione?!

"Słodkie winogrona"
Słodkie winogrona jest to kolejny napój z serii z gołymi babami na etykiecie. Jednakże w tym typoszeregu wino to jest prawdziwym delikatesem, a to głównie z tego powodu, iż trunek ten jest biały. Widocznie jest spreparowany z białych winogron i przez to jego bukiet smakowy wydaje się być niezwykle subtelnym. W zależności od głębokości z jakiej bierzemy tzw. "grzdyla" możemy natrafić na smak słodki (w pobliżu szyjki), wodnisty (w części zasadniczej), tudzież kwaśny (w pobliżu dna). Mimo tego zróżnicowania w warstwie smakowej w czasie konsumpcji nie notujemy żadnych zakłóceń we wchłanianiu i trawieniu. Dwoma słowami: dobrze wchodzi. Wino to poza walorami smakowymi wyróżnia, oczywiście, etykieta. Tu mamy panią sfotografowaną w kuszącym półobrocie, patrzącą przez ramię na konsumenta. Uwagę zwraca także subtelnie umieszczony Akropol, przez co pijąc to wino wydaje się, że jesteśmy na Peloponezie, a poza tym czujemy się jak młody bóg po umyciu nóg.

"Kochanica Dziedzica"
Wino o tak wyrafinowanej nazwie jak Kochanica Dziedzica jest dostępne w miejscowości Polańczyk - Zdrój leżącej pośród zielonych wzgórz nad Soliną. Butelka jest klasycznego kształtu i typowej objętości, tj. 0,75 litra. Korek jest wyposażony w tzw. "dynks" ułatwiający wyciągnięcie go z szyjki. Niestety materiał użyty do jego wytworzenia jest wajątkowo niskiej jakości i przy próbie wyrywania korka bez uprzedniego, tradycyjnego uderzenia "z łokcia" w denko odrywa się i wówczas pozostaje tylko klasyczna metoda dotarcia do zasadniczej zawartości flaszki. Etykieta przytwierdzona do butelki jest niezwykle oryginalna i wręcz prowokacyjna. Otóż stara szlora leży rozkraczona na tle pałycyku. Ot co. Po dotarciu do wina, wbrew zapewnieniom producenta (wino owocowe, różowe, słodkie) natrafiamy na kwaśną, ledwo różową ciecz przesyconą aromatem siarki. A nie tak wyobrażamy sobie, przecież, smak kochanki ziemianina jakiegoś. Nie powinno to jednak budzić konsternacji po lekturze "Ferdydurke" Gombrowicza. Tam dziedzic Zygmunt umawiał się w krzakach nad jeziorem ze starą chłopką - "gdową", jak mawiał o niej lokajczyk Walek. Cóż, znając tę lekturę nie powinniśmy być zdziwieni smakiem Kochanicy dziedzica. Cena dość przystępna - 3, 50 PLN.

[home]