Błądząc w mrokoczasie na krwiościeżkach

A. A. Attanasio, "Radix"

Długa internetowa ręka Joli Pers na łamy magazynu "Fantastycznie" chętnie zgarnia osoby z daleka. Zgarnęła też i mnie, co mnie samą aż dziwi (z racji mego lenistwa). Niestety, oby Jola przeklęta była do siódmego pokolenia za to _jaką_ książkę podesłała mi już na pierwszą recenzję...

"Radix" jest przykładem fantastyki pokatastroficznej. Klasyczne motywy upadku cywilizacji (która przetrwała w odizolowanych enklawach), pojawienia się mutantów, ludzkich i zwierzęcych, i ogólnego zepsucia środowiska skombinowane są z równie dobrze znaną szaloną maszyną, która chce zawładnąć światem i dlatego zabić swojego twórcę oraz z motywem wyrastającego w nieświadomości Mesjasza-mściciela. Dodany do wszystkiego tego jest lud (?) voorów, jako powracające na Ziemię pierwowzory baśniowych elfów i czarodziejów. Całość kompozycji jest całkiem ciekawa -jeżeli brać pod uwagę jedynie zamysł tej książki. Zwłaszcza główny bohater jest dość niezwykły - tak odrażającej kreatury nawet Donaldson jak dotąd jako głównego bohatera nie użył.

Dlaczego, stwierdzając, że całość kompozycji książki jest ciekawa, jednocześnie przeklinam Jolę i zdecydowanie nie polecam tej książki do czytania komukolwiek, poza naprawdę bardzo upartymi i odpornymi? Ano, diabeł tkwi w tym, co tak autor jak i tłumacz z tym pomysłem zrobili. Książce zabrakło na kilku etapach naprawdę dobrego redaktora, który wyłapałby dziury logiczne, wygładził język, odesłał ogólnie Attanasio do napisania tej książki jeszcze raz.

Niedokładnie wiem jak podzielić winę za wygląd tej książki na autora i tłumacza, więc wytknę tutaj tylko te rzeczy które z dużym prawdopodobieństwem dają się przyporządkować _jednemu_ z nich.

Attanasio jest leniwy. Zamiast pisać tak, aby czytelnika przestraszyć, pisze "to było naprawdę straszne". Zamiast olśnić go pięknem wizji, pisze "piękno tej wizji powaliło [tu któryś z bohaterów] na kolana". Zamiast przedstawić rozumowanie, które doprowadziło głównego bohatera do cokolwiek paradoksalnej konkluzji "aż wreszcie zobaczył, w jaki sposób jego pragnienie sprawowania nad wszystkim kontroli uczyniło z niego łatwą ofiarę voorów", po prostu pisze to zdanie, pomimo, iż powrót do opisów wszystkich spotkań Kagana z voorami dał mi tylko upewnienie się, że za każdym razem bohater dał się złapać na swoją zwykłą, zwierzęcą chciwość...

Attanasio także odpowiada za potężny i przeraźliwy bełkot pseudonaukowy, od którego w tej książce od czasu do czasu zaczyna boleć głowa. Co śmieszniejsze, bełkot ten jest dla akcji i świata praktycznie całkiem niepotrzebny, ale czytelnik często odnosi wrażenie, że dla autora to akcja i świat książki są pretekstowe, a właśnie te kawałki bełkotu (zwłaszcza pseudofilozoficznego) są podstawową warstwą książki.

Trudno powiedzieć kto jest odpowiedzialny za strasznie trudny do przetrwania język książki. Na pewno to autor napstrzył tekst porównaniami "niebieskie jak węgiel" i to on wymyślił neologizmy, które znajdują się w tej książce w każdym zdaniu. Tłumacz jednak przy ich przekładaniu na język polski wybitnie się nie popisał. PO angielsku słowa typu (odtwarzam z tłumaczenia, w oryginale może być inaczej) "darktime", "bloodpaths" czy "godmind" brzmią całkiem jeszcze naturalnie, gdy po polsku odpowiednio "mrokoczas", "krwiościeżki" czy "bogumysł" mają strasznie wydumany posmak. Efekt jest taki, jakby ktoś chciał udawać Żwikiewicza, ale odciął z jego języka całą barwę i poezję zostawiając samą sztuczność. Ewidentnym "kwiatkiem" translatorskim jest tu już określenie szaleńca jako "lun", co po angielsku jest naturalnym skrótem istniejącego słowa "lunatic", a po polsku jeżeli już się kojarzy, to znacznie mniej cenzuralnie. Rozbawiło mnie też urocze słowo "multifrekwencyjny" (multifrequency =wieloczęstościowy), widać tłumacz nigdy nie słyszał o pierwszym tłumaczeniu "Kontaktu" Sagana.

Natomiast nie wiem już kompletnie czyim dziełem jest fakt, że fasolka geepa posiada pełne pachnących i bardzo odżywczych nasion _kwiatostany_. Rzeczywiście, niewąsko musiała zmutować...

Podsumowując - jakby tak się do tej książki zabrali dwaj dobrzy redaktorzy, przed i po tłumaczeniu, to może by było co czytać. W formie aktualnej -zdecydowanie nie polecam. Może kiedyś ktoś to bardziej strawnie przetłumaczy...

A. A. Attanasio

"Radix"

tłum. Rafał Wilkoński

Ewa Pawelec

Magazyn Fantastycznie! nr 2/2000

www.sf.magazyn.pl