Mit pogranicza a la Niven

Larry Niven "Droga Przeznaczenia"

Mit pogranicza a la Niven"Droga przeznaczenia" jest podobno kontynuacją dwóch innych książek Nivena ("Dzieci Beowulfa" i "Dziedzictwo Heorotu"). Piszę podobno, ponieważ tamtych dwóch nie czytałam i nie sądzę, aby do zrozumienia "Drogi" było to konieczne - ot, historie z tego samego świata. Rzeczy opisane w dwóch poprzednich książkach są w "Drodze" wspomniane, owszem, ale historia tam opowiedziana jest kompletnie niezależna.

Przeznaczenie (ang. "Destiny") jest nazwą planety, na którą dociera grupa osadników, dowieziona przez statek Argos. Statek ten zostawia osadników i dwa przystosowane do terraformizacji planety lądowniki - "Cavorite" i "Columbiad" i odlatuje. W cokolwiek niejasnych okolicznościach - a przynajmniej niejasnych dla osadników. "Columbiad" zostaje na miejscu pierwszego lądowania, jako elektrownia. "Cavorite" po paru latach, gdy okazuje się, że kolonia może się sama utrzymać - wyrusza na wyprawę w świat... i nie wraca. Jednak zostaje za nim coś - Droga, pas przetopionej przez silniki "Cavorite" skały. Droga, którą do Spiralnego Miasta (jak nazwano pierwszą osadę na Przeznaczeniu) przyjeżdżają tajemniczy kupcy, przywożący spekle - przyprawę, bez której ludzie głupieją. Kupcy oczywiście są nietykalni - bo jakże inaczej, skoro są jedynymi dostarczycielami czegoś tak niezbędnego do życia jak spekle. Co więc ma zrobić młody mężczyzna, który w bójce zabija jednego z nich?

Jemmy Bloocher wyrusza w świat, uciekając przed zemstą kupców, ale i gdzieś głęboko mając i inną nadzieję - że zdoła przejść Drogę i ujrzeć "Cavorite". Będzie w swoim życiu uciekinierem, kuchmistrzem, zabójcą. Jego historia będzie miała więcej zakrętów niż owinięta wokół gałęzi anakonda. Pozna legendarne umiejętności kobiet kupców, znajdzie wiele prawd i wiele kłamstw. Czy spełni swoje marzenie?

Nie brzmi to tak bardzo oryginalnie, prawda? W końcu niezliczeni autorzy opisują nowe kolonie ludzkie na niezliczonych światach, mniej lub bardziej wzorując je na przykładach historycznych i legendarnych (tak, Dziki Zachód taki jak go znamy z westernów jest bardziej legendą niż historią). Dlaczego więc te historie są powtarzane?

Myślę, że historie o osadnikach są w pewnym sensie kwintesencją całej idei SF - "a teraz weźmy człowieka, postawmy w sytuacji, która jeszcze się nigdy nie zdarzyła (bądź nie mogła zdarzyć) i spróbujmy sobie wyobrazić jak on się zachowa". Oczywiście, osadnicy na innych planetach stawiają czoło wielu problemom którym już czoło stawiali osadnicy na innych kontynentach - nowej, nieznanej przyrodzie, tubylcom, chorobom, pogodzie - ale to wszystko można przedstawić w SF ostrzej, mocniej. Człowiek w innym miejscu na Ziemi, zwłaszcza widząc żyjących tam innych ludzi wie, że można tam przeżyć. A w kosmosie może być różnie. Niektóre niebezpieczeństwa tam będące mogą być mniej widoczne na pierwszy rzut oka, ale tym trudniej może być dać sobie z nimi radę. A potem pozostaje problem ceny, jaką się za to "danie sobie rady" płaci. A ceną tą są nieraz ludzie, co wcale nie musi im odpowiadać.

"Droga Przeznaczenia", to kawałek bardzo przyzwoitego SF - historia człowieka, który odkrywa jak działa jego świat. Świat jest zbudowany zresztą z sensem, bez bzdur i dziur - Niven zazwyczaj sobie na ewidentne kiksy nie pozwala, co powoduje, że książka nie obraża w najmniejszym stopniu inteligencji czytelnika. Bardzo przyjemne jest też, że u Nivena świat poznajemy sami - nie ma klasycznych tłumaczeń "a blaster jest to", które tak pięknie obśmiali Strugaccy w postaci "wykładów półprzezroczystych konstruktorów". Główny pomysł (spekle) bardzo ciekawy, aczkolwiek jako nie-biolog nie umiem ocenić czy prawdopodobny (pewnie tak).

Niestety, jak zwykle kilka kamyczków do ogródka tłumacza. Prawdopodobnie to on jest odpowiedzialny za zeza zbieżnego jakiego dostałam, kiedy dowiedziałam się na stronie 13 najpierw, że Srebrnik jest "księżycem Przeznaczenia", a potem, że działa jako gwiazda poranna, co może robić tylko inna planeta tej samej gwiazdy, wewnętrzna względem Przeznaczenia. (którą się potem Srebrnik zresztą okazuje). Jeżeli zresztą autorem tego kiksa jest Niven, to wydaje mi się, że rzeczą tłumacza jest coś takiego poprawić. Niestety, są też kiksy, które są już tłumacza na pewno. Na pierwszej stronie tekstu, przy liście postaci rzuca się w oczy "biolog morski" (po polsku oceanolog). Nie ma na Jowiszu żadnego "Czerwonego Punktu", jest tylko "Czerwona Plama". Nie ma czegoś takiego jak superprzewodnik, angielskie "superconductor" to po polsku nadprzewodnik. I tak dalej, i tak dalej... Czy naprawdę nie można tak podstawowych rzeczy sprawdzić w słowniku lub jakowymś dziełku popularnonaukowym? Czy naprawdę trzeba tak psuć dobre książki?

Larry Niven

"Droga Przeznaczenia"

Tłum. Janusz Ochab

Prószyński i S-ka, 1999

Ewa Pawelec

Magazyn Fantastycznie! nr 2/2000

www.sf.magazyn.pl