Koty, koraliki i fantastyka
H. P. Lovecraft "Coś na progu"
Jakże urocze jest wracanie do lektur z wczesnej młodości. Mogłam mieć może kilkanaście lat, kiedy z drżeniem łapek dorwałam "Zew Cthulhu" i z zapartym tchem studiowałam opisy bluźnierczych kątów jakie mają kamienie z miasta R'lyeh, słuchałam czegoś co szepcze w ciemności i patrzyłam na aureole koloru z przestworzy otaczające stare drewniane domostwo (a zwłaszcza studnię). Czy się bałam? Nie wiem, dzisiaj ciężko mi powiedzieć, fascynacja to była na pewno. Do dzisiaj zostało mi upodobanie do stylu Lovecrafta, i niech się wypcha Tomasz Majkowski, który twierdzi, że jest to grafomania. Ja to lubię i tyle. I sądząc po popularności Lovecrafta - jest takich jak ja więcej.
Tak, lubię czytać Lovecrafta, chociaż nie wiem, czy on mnie straszy. Czy jest to zwycięstwo, czy też porażka autora horroru? Nie wiem, nie wiem bowiem, czy autor książki zaliczanej do horroru zawsze ma zamiar tylko przestraszyć czytelnika. Lovecraft moim zdaniem dobry jest nie tyle w samym straszeniu - raczej zaraźliwa w stosunku do czytelnika jest wykazywana przez bohaterów fascynacja Nieznanym, tym co się kryje poza zwykłą, nudną facjatą świata.
"Coś na progu" jest zbiorem opowiadań dobranym raczej przekrojowo - kilka opowiadań o Arkham i Providence, klasycznych nawiązań do Azathotha i Kozy z Tysiącem Młodych, pojawiają się też aluzje do Innsmouth. Są też opowiadania zupełnie oddzielne, jak uroczy "Przybysz" (no co ja mogę, dla mnie jest to urocze opowiadanie). Jak zwykle u Lovecrafta, pojawiają się też pewne wzmianki, które szczerze bawią naukowca, a i - podejrzewam - każdego w miarę orientującego się w naukach przyrodniczych czytelnika. Ciekawe, że w nowszych horrorach nie zauważyłam takiej chęci podwiązania czarnej magii pod matematykę i fizykę, jak u Lovecrafta. Resztki tak zwanej "romantycznej nauki"? Fascynacje w dzisiejszych czasach przerzuciły się raczej na psychologię - to w głębiach umysłu człowieka czają się dzisiaj upiory, nie w czwartym wymiarze i bluźnierczych kątach (jakież on ma upodobanie do tego słowa! :) ) czy kosmicznej przestrzeni. Dzisiaj nie tłumaczy się już wampirów przez "całkiem fizyczne możliwości atomów i elektronów". Tłumaczenia te są ciekawe, ale powodują lekkie wybijanie z klimatu. Człowiek zaczyna się śmiać w połowie horroru jak na takie wywody trafi - np. "Powiedzenie, że istotnie wierzyliśmy w wampiry czy wilkołaki, byłoby co najmniej nieścisłością. Stwierdzę raczej, że nie byliśmy skłonni zaprzeczyć możliwości istnienia pewnej nieznanej, bliżej nieokreślonej siły życiowej i rozrzedzonej materii, egzystującej w przestrzeni trójwymiarowej nad wyraz rzadko, z uwagi na swój ścisły związek z innymi formami przestrzennymi (...)". Wielce interesujące by było dowiedzieć się, czy przy dzisiejszych horrorach śmieją się psycholodzy.
Polecam tę książkę tym, co lubią Lovecrafta - zawsze miło poczytać - i tym co nie czytali - uważam, że Lovecrafta znać trzeba. Na mnie nie zrobiła już takiego wrażenia jak "Zew Cthulhu" te kilkanaście lat temu - cóż, za pierwszym razem zawsze wrażenie jest większe...
H. P. Lovecraft
"Coś na progu"
Tłum. Robert P. Lipski
Zysk i S-ka
Poznań 1999
Ewa Pawelec
Magazyn Fantastycznie! nr 5/2000
Zhakowane na szybko przedświątecznie przez E. P.