Koty, koraliki i fantastyka
Mercedes Lackey "Burza"
"Burza" jest drugim tomem ostatniej (jak na razie) trylogii ze świata Valdemaru, trylogii magicznych burz. Jak już wiadomo z tomu poprzedniego, nadciągające burze są opóźnionym efektem wielkiej wojny magów sprzed tysięcy lat, wojny, którą zasadniczo nie wiadomo kto wygrał, natomiast na pewno wszyscy ostro dostali po uszach i nawet bóstwa musiały się wtrącić (w każdym razie bogini Kaled'a'in, Gwiaździstooka), żeby chociaż trochę po tym ziemię doczyścić. Burze zakłóciły mocno funkcjonowanie Imperium cesarza Charlissa, czyniąc magię niemal kompletnie nieużyteczną i ostro zagroziły wszystkim dookoła swoimi fizycznymi efektami - wpływem na pogodę i interesującymi przeróbkami złapanych w nawałnicę zwierząt (jadowite muchy, pająki wielkości konia i inne takie miłe stworzonka).
W Valdemarze i tak jest lepiej niż gdzie indziej - zapory postawione pod koniec poprzedniego tomu jeszcze trzymają, chociaż coraz mniej, natomiast wyczerpany wojną i nieźle ogołocony z ludzi (popędzonych magią na Valdemar, patrz końcówka "Prawa Miecza" oraz "Wiatr furii") Hardorn nie bardzo ma się czym bronić. W tej sytuacji wojska Imperium pod wodzą księcia Tremane, odcięte przez burze od kontaktu z cesarzem stają się jedyną sensowną siłą w tym kraju i zamiast walczyć z nieliczną partyzantką hardorneńską zaczynają pełnić rolę sił porządkowych i obronnych, a książę Tremane zostaje się za jedyną lokalną władzę. Rolę tę wypełnia zresztą bardzo dobrze...
Polityka Sojuszu staje się skomplikowana, zwłaszcza z racji tego, że posłowie to tylko ludzie. Młodziutki Karal pełniący rolę posła z Karsu nie jest wcale traktowany poważnie, a jego kapłańskie podejście do wrogów, stawiające raczej na rozsądek i przebaczenie niż na krwawą zemstę ściąga na niego raczej podejrzenia o zdradę niż podziw. An'desha coraz bardziej uniezależnia się od śpiewu Ognia, co powoduje u tamtego coraz większą zazdrość i wściekłość, poseł Shin'a'in okazuje się kompletnie nieprzygotowany do swojej roli i ogólnie coś z tym trzeba zrobić.
Aż w końcu (jak to zwykle, przez przypadek) przychodzi pomysł, jak można "wygasić" burze. Pomysł, oczywiście, niebezpieczny...
"Burza" jest książką na zwykłym poziomie Lackey, czyli "jak kto lubi". Na pewno nie należy od niej zaczynać czytania cyklu, natomiast dla sympatyków jest przyjemnym czytadłem. Niestety, tłumaczka dołożyła ciekawego "smaczku" do książki, nie raczywszy sprawdzić w słowniku, że angielskie "barracks" to nie baraki, lecz koszary. W efekcie te przewijające się gęsto przez całą książkę baraki cokolwiek obniżają ocenę księcia Tremane w oczach nie zaznajomionego z angielskim czytelnika - w taką zimę kazać żołnierzom w barakach mieszkać...
Mercedes Lackey
"Burza"
Tłum. Katarzyna Krawczyk
Zysk i S-ka
Poznań 2000
Ewa Pawelec
Magazyn Fantastycznie! nr 10/2000
Zhakowane na szybko przedświątecznie przez E. P.