Koty, koraliki i fantastyka
Bruce Sterling "Schizmatrix"
Ostatnio przeczytałam notkę we wpadłej mi w ręce przypadkiem "NF" o "Schizmatrix", klasyfikującą tę ksiązkę jako space operę. Zaciekawiło mnie to co nieco, ponieważ Sterling znany jest jako sztandarowy przykład cyberpunku, będąc jednym z twórców tej dziedziny fantastyki. Jak widać, wrażenia z tej samej książki można mieć aż tak różne, żeby zakwalifikować ją do różnych dziedzin fantastyki... Inna rzecz, że granice zawsze są płynne. Zwłaszcza, że z okładki z niezbadanych powodów patrzy na człowieka żywy i prawdziwy Harry Seldon, twórca obu "Fundacji"...
"Schizmatrix" jest historią osnutą wokół kolei życia Aleksandra Lindsaya, człowieka, dla którego Koło Fortuny jest rzeczą bliską i znajomą. Od dyplomaty do astrognidy, od zbiega do szefa wielkiej rodziny kształcerskiej i apiać wszystko od nowa, przy okazji zdobywając i tracąc ludzi, umiejętności i kawałki własnego ciała. To wszystko na tle historii Układu Słonecznego, gdzie bałagan panuje ciężki - wojny zaczynają się i kończą, przylatują Obcy (niektórzy ogólnie widoczni, niektórzy znani tylko najbliższym), ludzie przerabiają sami siebie oraz innych na maszyny - biologiczne bądź cybernetyczne i ogólnie jest barwnie oraz, zazwyczaj, niebezpiecznie. Zwłaszcza, że dwie wielkie frakcje - mechanistów i kształcerzy ciężko się ze sobą dogadują, będąc dwiema stronami wiekowego konfliktu maszyna-życie.
W tej książce ilość pomysłów, wydarzeń, obrazków jest dość niesamowita - ledwie zarysowane są tu rzeczy z których inni autorzy zrobiliby cykl z conajmniej ośmiu tomów. Z pomysłów takich jak żywa stacja kosmiczna (jedna osoba) bądź też państwo składające się z jednego statku na którym żyje kilkanaście osób, bank w którym deponuje się godziny usług seksualnych (czas na komputerach faworyzował mechanistów, a narkotyki - kształcerskich chemików) można by "wydusić" znacznie więcej niz to zrobił Sterling. Ale on wyraźnie pomysłów ma dużo, a książek wydłużać zanadto nie lubi. I chwała mu za to.
Szczerze powiedziawszy podoba mi się też wewnętrzny optymizm Sterlinga. Śmieszne, nie? Pisząc o zbrodni, morderstwach, wojnach i niewolnictwie takim, że aż dusza jęczy, Sterling jednak patrzy na świat zupełnie inaczej niż ci, którzy wznoszą pod niebiosa jęki o koniecznym, nadchodzącym i nieuchronnym upadku ludzkości. Sterling pisze:
"Jednakże wciąż udawało się uniknąć ostatecznego obłędu. Trwała wojna, to prawda; małe oddziałki wpadały w zasadzki, ginęły statki, zagarniano obozy górnicze, mordując ich nielicznych mieszkańców. Konflikty wybuchały nieustannie na styku stref wpływów dwóch supermocarstw - kształcerskiego i mechanistycznego - ale ludzkość trwała i miała się świetnie.
I na tym polegał jej największy triumf. W głębi ludzkich umysłów, na tym samym poziomie, na którym krył się wieczny strach, znajdowały się pokłady silniejszej od niego nadziei i pewności siebie. Wszyscy dzielili ten triumf, tak fundamentalny i bezdyskusyjny, że stopniowo o nim zapomniano, spychając go do głębokich pokładów podświadomości".
Święte słowa, proszę pana. Oby święte, w każdym razie.
Bruce Sterling
"Schizmatrix"
Tłum. Wojciech T. Szypuła
Wydawnictwo "MAG"
Warszawa 2000
Ewa Pawelec
Magazyn Fantastycznie! nr 10/2000
Zhakowane na szybko przedświątecznie przez E. P.