Koty, koraliki i fantastyka
James Tiptree, Jr "Houston, Houston czy mnie słyszysz i inne opowiadania"
Daaawno, daaawno temu, w "Fantastyce" jeszcze, przeczytałam mikropowieść o powyższym tytule. Uznałam za dobre, nawet bardzo, takie inne (no i na poważnie, a nie na śmiesznie) rozwiązanie "Seksmisji". Dobrze napisane, interesujące, na owe czasy ciut drastyczne (ojejku, ależ się nam kryteria zmieniły, nie?). Pamiętam, że nawet było przy nim jakieś ostrzeżenia przed opisanymi scenami próby gwałtu... Ogólnie, nazwisko James Tiptree, Jr zaczęło mi się od tych czasów bardzo dobrze kojarzyć. I to by było od wtedy na tyle, bo chyba z panią Alice B. Sheldon, piszącą pod powyższym pseudonimem, spotykam się od tych czasów pierwszy raz.
I od razu mam problem. Opowiadania napisane są dobrze, bardzo dobrze nawet, jeżeli chodzi o język i warsztat pisarski. Gdybym je spotkała pojedynczo, w dużych odstępach czasu, pewnie dałyby się ocenić dodatnio, niektóre z nich na pewno. Nawet bardzo dodatnio.
Niestety wydanie tych opowiadań w jednym tomiku zaszkodziło bardzo tak opowiadaniom, jak i pani Sheldon, przynajmniej w oczach czytelnika. Nie da się, czytając coś takiego jako jedną całość, nie zacząć oceniać tych opowiadań jako coś kreującego jedną pisarską rzeczywistość, jako zdradzającego jakieś pisarskie credo. A credo owe jest cokolwiek drażniące.
Nie jestem feministką, w takim przynajmniej znaczeniu jakie temu słowu nadają tak jego obśmiewacze, jak i wojujące feministki amerykańskie (nie wiem, które z tych znaczeń jest gorsze, zresztą). Z drugiej strony - to czym jestem jest efektem działania wielu odważnych kobiet, tak deklarujących się jako feministki jak i innych - kobietą po studiach i doktoracie, i to jeszcze w teoretycznie "męskiej" dziedzinie jaką jest fizyka (piszę teoretycznie, bo jeżeli w krajach anglosaskich procent kobiet w fizyce jest rzeczywiście mały, to już Francja czy Hiszpania mają takowych znacznie więcej - nie, nie wiem jakie jest wytłumaczenie tego faktu). Ogólnie, wobec feminizmu zachowuję neutralność, na tyle nawet dodatnią, że potrafiłam strawić "Tehanu" Ursuli le Guin, które to znakomitą większość moich przyjaciół obu płci cokolwiek swoim przesadnym feminizmem zniesmaczyło. Niestety, mojej neutralności na panią Sheldon nie starczyło.
Tomik opowiadań, zaczynający się opowiadaniem o tytule "Kobiety, których mężczyźni nie dostrzegają", potem uderzający dwoma następnymi, w tym "Houston...", a kończący się "Kolorem oczu neandertalczyka" niestety bardzo wyraźnie podaje tezy:
1) Kobiety nie mają wpływu, na to co robią mężczyźni, kobiety nie mają wpływu na to, co robi ludzkość jako taka. W ogóle. I nigdy nie miały ("Kobiety.." i "Houston...").
1a) W świecie złożonym z kobiet i mężczyzn wszystkie kobiety cierpią ("Kobiety..." "Wasze twarze...", "Houston...")
2) Świat składający się tylko z kobiet jest światem samych przyjaciół, pełnym słodyczy i spokoju ("Wasze twarze...", "Houston..").
3) Mężczyźni są źli, seks jest zły, seks to śmierć, seks i przemoc są jednym (w każdym razie ten hetero, homo nie jest opisywany). ("Houston...", "Miłość to plan...", "Muzyka Bogów").
4) Na koniec, jako klamra - ludzkość jest pełna przemocy, zamordowała tak wielu, ma na sumieniu bliskie gatunki, takie jak neandertalczyk, prawdopodobnie zbyt łagodny, żeby móc się przeciwstawić. ("Wasze twarze...", "Kolor oczu...")
Wniosek? Zło i przemoc rządzą na tym świecie, ich źródłem są mężczyźni, ewentualnie seks z nimi (nie wiem, kastracji nie zaproponowała...), kobiety nie mają na to wpływu, czyste i niewinne jako te lilije białe, jakby tak wyrżnąć wszystkich mężczyzn to będzie słodycz i miód, bo przecież w żadnej dotychczasowej zbrodni ludzkości kobiety nie miały nic do powiedzenia i się w ogóle nie dołączyły. Jak dotąd jedynie cierpiały.
No i niestety, nawet kobiecie, która może w oczach autorki powinna przyjąć coś takiego z zadowoleniem (chwalą nas, no nie?) cały ten melanż wyszedł całkiem niestrawny. Na pewno, przypominam, częścią problemu jest to, że te opowiadania w tomiku czyta się jedno po drugim. Pojedynczo jest to na pewno mniej widoczne, a z tego co można sprawdzić na odpowiedniej stronie tomiku, opowiadania te były napisane w dość zbliżonym czasie, natomiast do różnych czasopism i zbiorów opowiadań. Ale nie przestanie mnie zadziwiać, że kobieta będąca psychologiem, może tak idealistycznie patrzeć na kobiety, tak je upiornie przesłodzić... Le Guin jakoś jednak mądrzej podchodzi do tego wszystkiego. Może antropolog ma jednak szersze spojrzenie na świat niż psycholog? Ciekawe, czy to ma związek...
Ogólnie - Zbiorek jako zbiorek jest niestrawny. W razie kupienia, polecam czytanie po jednym opowiadaniu w duuużych odstępach czasu, tak, żeby poprzednie zdążyć zapomnieć. Bo pojedynczo są bardzo dobre, i świetnie napisane, oddajmy im sprawiedliwość...
James Tiptree, Jr
"Houston, Houston czy mnie słyszysz i inne opowiadania"
(Brak nazwiska tłumacza)
Zysk i S-ka
Poznań 2000
Ewa Pawelec
Magazyn Fantastycznie! nr 2/2001
Zhakowane na szybko przedświątecznie przez E. P.