Koty, koraliki i fantastyka
Richard Bowes "Poddani Księżyca"
Na tylnej stronie tej książki jest wypisana duża ilość pochwał, a takoż rzeczy, które tymi pochwałami w każdym razie mają być. Między nimi znajdują się porównania do Carrolla (Jonathana) oraz Kinga. Od razu powiem, że ciężko mi będzie ocenić, czy owe pochwały mają jakiś związek z rzeczywistością, Carrolla bowiem nie zdołałam przeczytać nic (chociaż zaczynałam), Kinga znam "Misery", ale niewiele więcej.
Z tego co o obu powyższych słyszałam, rzeczywiście pewne podobieństwo może być - między innymi w tym, że książka "Poddani Księżyca" do fantastyki przynależy tak lewym boczkiem po południu, czyli, mówiąc szczerze, jak się ktoś bardzo uprze. Wszelkie pokrewieństwa z fantastyką mogą tutaj zostać odcięte, może to być wyobrażenie, psychoanaliza. W końcu posiadanie "cienia", którego się wini za wszystko złe (a w każdym razie gorsze), co się zrobiło, nie jest w końcu rzeczą tak mało spotykaną. Nie jest to zresztą wcale koniecznie wada książki, jest w końcu wiele książek podobnego typu, bardzo dobrych, jak "Małe, Duże" Crowleya, czy "Skrzypce" Anne Rice, gdzie wiele można przesunąć z dziedziny magii do snu czy szaleństwa.
Lekkie odrealnienie towarzyszy tej książce na dobre i na złe. Jest trochę miejsc ciekawych, więcej jednak takich, w których książka robi się nużąca. Historia męskiej prostytutki, narkomana i handlarza narkotykami, posiadacza cienia, który jest jeszcze bardziej upadły niż jego właściciel, mogłaby być wstrząsająca... gdyby autor cokolwiek wiedział o narkomanach. Niestety, jeżeli ktoś czytał jakieś zwierzenia narkomana, bądź też, co bardziej, oglądał "Trainspotting", miałkość opowieści Bowesa uderza po oczach. Spory kawał książki to historia upadku i podnoszenia się narkomana - jednak ów narkoman zachowuje się mniej więcej tak dramatycznie jak szmaciana lalka. Facet biorący od lat nagle przestaje, bez odtrucia, bez pomocy lekarskiej, za pomocą samych rozmów z psychoterapeutą? No fakt, to już musi być magia. Zwłaszcza, że ów facet nawet nie ma najmniejszych objawów głodu narkotycznego. A brał przecież co popadło, nie marihuaną on się tam żywił.
Aż dziw, jak z takiej dramatycznej historii można zrobić tak bladą i mało wstrząsającą historię. Może to i wina bohatera, który przez całe swoje życie posiadał w sobie tyle wigoru co meduza? Dla którego bycie jako dziecko męską prostytutką owocowało, nawet znacznie później, tylko głębokimi stwierdzeniami "niektórzy >>wujkowie<< byli przyzwoici, dawali o grosz więcej"? Nie wiem. Wiem, że po przeczytaniu został we mnie niesmak i znudzenie. Nie wyszło jakoś, panie Bowes.
Richard Bowes
"Poddani Księżyca"
tłum. Maciej Raginiak
REBIS
Poznań 2000
Ewa Pawelec
Magazyn Fantastycznie! nr 2/2001
Zhakowane na szybko przedświątecznie przez E. P.