Tysiąc sto pięćdziesiąty cykl model piętnasty

Christopher Rowley "Czarodziej i latające miasto"

Tysiąc sto pięćdziesiąty cykl model piętnastyFantasy lubi cykle. Cykle bywają długie i rozgałęzione, a ze światów wyciska się co się tylko da. W gruncie rzeczy zrozumiałe to jest - tak czytelnicy lubią wracać do światów, które znają, jak i autor, raz zdobywszy się na wysiłek stworzenia, chętnie umieszcza swoje historie w tym samym środowisku.

Książkę Rowleya do recenzji wzięłam trochę przez pomyłkę. Nazwisko autora kojarzyło mi się z dwoma innymi książkami, zdaje się, że z obydwoma nieodpowiednio i nieprawdziwie - cóż, trudno. Na książce napisane było z czym powinno mi się kojarzyć, czyli ze smokiem Bazilem o Złamanym Ogonie, ale z tym nie kojarzyło mi się kompletnie, bo nie czytałam. A skojarzenie byłoby o tyle prawidłowe, że to ten sam świat, tylko początek innego, pobocznego cyklu.

W książce spotykamy dość interesujące, trzeba powiedzieć, postacie - królewicza pozbawionego tronu, który wcale nie ma w planach wrócić do domu i pokonywać uzurpatora, bo nie chce wojny domowej (na dodatek nie jest pewien, czy by wygrał, a wuj-uzurpator jest dobrym władcą), zdumiewająco elokwentny i złośliwy dywan, króla, chcącego wydać swoją córkę za złego czarodzieja, pomimo szczerej miłości do córki i nienawiści do czarodzieja oraz ciekawe postacie poboczne. Jest jeszcze księżniczka, ale ona do zbyt ciekawych nie należy - ot księżniczkowata. Dobrze, jak trzeba, to i lezie przez nieużytki, ale to bajkowe księżniczki zazwyczaj miały, noblesse oblige.

Bohaterowie oczywiście z mety narażają się złemu czarodziejowi, zwiedzają inny świat (własny też), no i przynoszą wiadomość o Jeszcze Większym i Wredniejszym Czarodzieju Który Zaraz Przylezie i Da Wszystkim Łupnia. Powiem wredny spoiler, że tego pomniejszego czarodzieja oczywiście załatwiają i wychodzą z sytuacji zdrowo i szczęśliwie. Zaskakujące, nieprawdaż?

Książka napisana jest w typie konfekcji znośnej, radosnej i nienadętej. Ilość opieki boskoautorskiej nad głównymi bohaterami w normie, czarne przeczucia też. Mam jednak wrażenie, że książka od czasu do czasu się komuś nudziła, nie wiem, autorowi, tłumaczowi, czy też któremuś z redaktorów - w niektórych miejscach miałam nieodparte wrażenie, że kawałki zostały powycinane. To, co w innych miejscach było opisane, barwnie i czasem przydługo, gdzie indziej było zaznaczane tylko równoważnikiem zdania, nieco wytrącając z rytmu. Zwłaszcza widać to było pod koniec, może się ktoś spieszył.

Kończąc, oceniam toto na lekturę wagonową, typu trzynasty tom cyklu Dragonlance (pierwsze tomy Dragonlance są lepsze). Wielkich minusów nie ma, wielkich plusów też, tysiąc sto pięćdziesiąty cykl model piętnasty.

Christopher Rowley

"Czarodziej i latające miasto"

Tłum. Jerzy Marcinkowski

Wyd. ISA, Warszawa 2002.

Ewa Pawelec

Magazyn Fantastycznie! 07/2003

www.sf.magazyn.pl