::: ::: :::::::: ::::::::::: :::
:+: :+: :+: :+: :+: :+: :+:
+:+ +:+ +:+ +:+ +:+ +:+
+#+ +#+ +#++:++# +#+ +#++:++#++:
+#+ +#+ +#+ +#+ +#+ +#+
#+# #+# #+# #+# #+# #+# #+#
########## ### ######## ### ### ###
::: ::: ::: ::::::::::: ::: ::: ::: :::
:+: :+: :+: :+: :+: :+: :+: :+: :+: :+:
+:+ +:+ +:+ +:+ +:+ +:+ +:+ +:+ +:+ +:+
+#++:++#++ +#+ +#+ +#++:++#++: +#+ +#+ +#++:++#++:
+#+ +#+ +#+ +#+ +#+ +#+ +#+ +#+ +#+ +#+
#+# #+# #+# #+# #+# #+# #+# #+# #+# #+#
### ### ### ### ### ### ########## ### ### ###
_ _
__ __ _____ _ _ ___(_)__ _ __| |___ _ __ ___
\ V V / -_) '_(_-<| / _` | / _` / -_) ' \/ _ \
\_/\_/\___|_| /__// \__,_| \__,_\___|_|_|_\___/
|__/
<*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*>
Może zacznijmy od tego, że bywały na tej liście także wspaniałe, poważne,
stojące na wysokim poziomie merytorycznym dyskusje... Są w archiwum ;)
Tutaj jest tylko to, co najpiękniejsze, czyli:
<*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*>
From daemon Tue Jan 14 23:02:32 1997
Date: Tue, 14 Jan 1997 22:58:46 +0000
From: Nina
Subject: Enid: O przyszlosci Hitalcow i skalnych swinkach
Lukasz Grochal wrote:
> Swinke skalna. Z luku. Wciaz troche ich hasa wokol jaskini,
> niestety sa bardzo plochliwe, a ty, Borys, (nie obraz sie) nie
> poruszasz sie najzwinniej.
Bardzo istotna uwaga ^ :). Borys nie ma szans upolowac skalnej
swinki. Kto ma te szanse?
Skalne swinki, gdyby ktos zapomnial, sa BARDZO ZWINNE. Nic to, ze
maja tylko jedna lapke - sa pokryte sluzem, ktory pozwala im slizgac sie
po podlozu, od ktorego ta jedyna lapka sie odpychaja. Sprobujcie to
sobie wyobrazic: ... skalna swinka otwiera oczeta o poranku... ziewa
rozkosznie... odpycha sie lapka... odpycha sie po raz drugi... i
trzeci... nabiera predkosci... zjezdza coraz szybciej... szybciej... i
szybciej... nie moze sie zatrzymac... az zjedzie na sam dol... to znaczy
dokad? DO KRATERU!
Wszelkie niecne insynuacje, jakoby kaktusowcy umierali z glodu
zostaly niniejszym obalone! Co rano dziesiatki skalnych swinek z impetem
wpadaja kaktusowcom prosto do kociolka! Bez zadnego wysilku, bez broni,
bez staran... Serio! Przeciez one nie moga poruszac sie pod gore!
> Do tego dochodzi telepatia. Ale generalnie, kiedy przestana byc
> sploszone pozarem, beda dosc latwym lupem. Moze dadza sie udomowic?
Mysle, ze kaktusowcy podjeli juz starania w tym kierunku. Wszystkich
skalnych swinek nie sa w stanie zjesc, one - bidulki - nie moga z
krateru sie wydostac... no i jest tam Obfity, doswiadczony udomawiacz
arbuzow, ktory zapewne podjal proby przestawienia swego talentu na ten
nowy gatunek.
> Poki co, zwierzeta sa jeszcze ufne.
Taak, biedne skalne swinki, garna sie do Obfitego w najlepszej
wierze... a on patrzy na nie taksujacym wzrokiem: ta za chuda... ta
lykowata... ta bedzie dobra... ciach!
> Pozniej mozna wykorzystywac ich skory, jesli nauczycie sie
> je odpowiednio wyprawiac.
Skad te watpliwosci? Obfity na pewno sobie poradzi.
> Co chce powiedziec? Ze moim zdaniem swinki skalne sa odpowiednikiem
> naszych kozic.... czy tez owiec.
Kozic, kozic! Sa BARDZO zwinne.
> Ze zyja w stadach. I ze polowanie na nie (jesli sie to umie robic) nie
> jest takie trudne.
Pewnie, ze to najlatwiejsza rzecz na swiecie. Siedzi sie w kraterze i
nadstawia kociolek o poranku.
> Tak to jakos jest, ze najpierw trzeba jesc mieso (mowcie co
> chcecie, ale moja prywatna teoria brzmi, ze wlasnie swiadomosc tego
> faktu kazala Praderze skoczyc z klifu)
On byl taki wrazliwy... Prawie plakal, jak sie dowiedzial, ze ta
pieczen byla ze skalnej swinki. Myslal, ze to byl jakis szczur czy
cos...
> Tyle skalnych swinek, ile tylko zechcesz. Stadko, ktore widziala
> Lhaea na stokach gory Bakunina liczylo jakies piecdziesiat sztuk, wiec
> dla dziesiecioosobowej grupy starczy na kilka tygodni.
Pod warunkiem, ze sie je ogrodzi, bo inaczej za dzien-dwa wszystkie
wyladuja w kraterze.
> Poza tym mamy rosliny oznaczone przez Enid (o ile ta ... nie
> zapomniala, co badala i co z tego nadawalo sie do jedzenia).
Hmm, glowa nie smietnik :)
> Nie bardzo wiem, co masz na mysli mowiac o duzej grupie.
> dwadziescia osob? Biorac pod uwage fakt, ze na stepie wlocza sie jednak
> te bawoly, a skalne swinki idzie polubic,
Tak! Jedzmy bawoly, a skalne swinki beda zwierzatkami domowymi! One
takie sympatyczne...
> powiedzmy piec grup. Cztery, bo beda tacy, ktorym wszystko... no,
> wszystko jedno (niech mi ktos powie, ze sie nie staram zapomniec o (...))
W zyciu! Bije po oczach, jak pamietasz, zeby o (...) nie myslec :).
> - Enid Lanton - o ile ja rozgryzlem, poki co nie ma najmniejszych
> zamiarow robic bachorow tylko dlatego, ze to jest prawomyslne i
> zgodne z wyzsza potrzeba.
Fakt. Bywaja lepsze powody. Na przyklad chec zapewnienia potomstwu
jedynie slusznego koloru wlosow.
> - Lhaea - zero szans przez najblizsze dwa lata, chyba, ze Natchniony
> zainteresuje sie... sza. Nie wspominajac juz o tym, ze tak
> naprawde... No, moze dwoch. Jeden na pewno, a drugi - to sie okaze.
Meski harem znowu na tapecie?
> Zastanawiam sie po prostu, czy jest sens zajmowac sie kwestia
> utrzymania populacji... czy nie lepiej skupic sie po prostu na godnym
> przezyciu reszty tego, co nam pisane?
A moze - wesolym przezyciu? Meski harem... udomowione skalne swinki
hasajace po podworku... bedzie fajnie!
> A teraz koniec wstepu. Pora na wnioski, a te nie sa
> optymistyczne dla osob, ktore pochopnie opuscily krater.
... pelen skalnych swinek.
> Jesli tego nie zrobimy... coz, moze za pare milionow lat
> jakis Australoarbuzus odkryje szczatki gosci z kosmosu i uzyje jakiejs
> kosci jako pierwszej w historii planety maczugi? A ta, wzleciawszy w
> powietrze, niesiona smiala mysla przedzierzgnie sie w...
Antygrawitacyjny pomnik skalnej swinki?
- --
Enid (Zgadnij, co zrobie jutro!)
- --
Najlepszego
Nina
<*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*>
From daemon Fri Jan 24 18:23:07 1997
Date: Fri, 24 Jan 1997 16:04:25 +0100
From: Jacek Chorobinski <jchorobi@elka.pw.edu.pl>
Subject: Re: nowy numer (i precz z parzydelkami)
Miroslaw Dzieciatek wrote:
>
> Nie wiem, czy macie juz styczniowego Fenix'a... jesli nie to kupcie
> go w miare szybko.
Zrezygnowalem z prenumeraty, wiec mam. Gdybym nadal prenumerowal
dostalbym go zapewne w marcu lub kwietniu
> Dlaczego??? Miedzy innymi dlatego, ze jest tam rozwiazanie zywotnej
> kwestii jaka jest jedzenie na Hitalii.
> Wystarczy spojrzec na obrazki: na kazdym z nich (1 wyjatek) ktos cos
> gotuje, zjada, popija z goracego kubka itp.
To prawda. Dotychczas ja (jako autor) i teraz takze moja postac (Borys)
prowadzimy krucjate pod tytulem "na Hitalii brakuje jedzenia i nikt nie
ma prawa mowic ze ma go pod dostatkiem, a ludzie w kraterze zwlaszcza".
Obecnie, analizujac ilustracje zamieszczane w kilku ostatnich numerach
Fenixa dochodze do wniosku, ze wszyscy maja cos do zarcia i nieustannie
tylko gotuja i gotuja. Jesli bede kiedykolwiek upieral sie, ze okolice
krateru zamieszkanego badz co badz przez kilkaset osob sa juz ogolocone
z jedzenia, kazdy moze wytracic mi argument z reki rozkladajac przed
nosem Fenixa (dowolnego) i mowiac "co ty pleciesz, przeciez oni cigle
cos gotuja, o popatrz tu, i tu..." (Mirek, moze na obrazku nr 1 nie
gotuja ale za to jedza - na jedno wychodzi)
Poza tym zwraca moja uwage jeszcze jeden ciekawy szczegol. Otoz autorzy
rysunkow z Hitalii lubuja sie wprost w dymach i oparach snujacych sie w
tle. Dotychczas zaledwie 20-30% rysunkow zawieralo ten element, ale w
numerze 1/97 - po prostu plaga dymu. Rysunek 1(str83) - opar z posilkow,
2(85) - moge zrozumiec pare z nastepnego garnka, ale dymy na
horyzoncie?, 3(87) - bez dymu? - co za zdziwienie 4(89) - znow bez dymu,
ale nie to tylko przerywnik, bo juz 5(90) - dymi sie jak cholera
(oczywiscie mieszam tutaj permanentnie pojecia "dym" i "para wodna" ale
na rysunku jedno i drugie wyglada tak samo).
W koncu w poprzednich numerach bylo tego mniej. W 12/96 tylko dwa
rysunki z unoszaca sie znad garnkow para (oczywiscie znowu cos gotowali
- - punkt dla Mirka). W 11/96 tylko dwa razy dym (z ogniska) i zaden z
tych dymow nie towarzyszyl gotowaniu posilku. Wiec czemu tyle tego w
1/97?
Nalezy wyciagnac wnioski, ze autorow rysunkow z Fenixa ogarnia plaga
rysowania dymu, pary i czynnosci kulinarnych. Dlaczego? Wydaje mi sie,
ze rysownikom po prostu brakuje pomyslow (talentu?). W koncu nie tak
latwo narysowac chociazby idacego czy polujacego czlowieka (ktoz potrafi
dobrze oddac ruch), ale narysowac czlowieka siedzacego i nieruchomo
wpatrujacego sie w ognisko - proste i latwe. Ostatecznie mozna teki
bezruch wzbogacic w elementy grzebania kijem w palenisku, czy
przebierania paluchmi przy soleniu potrawy. Dodatkowym plusem jest, ze
jesli rysuje sie dym (co jest czynnoscia raczej prosta) oszczedza sie
wysilku dorysowywania tekstury tla, czy - nie daj boze - jakiejkolwiek
scenografii. W ten sposob to co trzeba jest narysowane, a reszta to
tylko dym...
> Teraz kolejno:
> - #1 str.83: 2 gosci, ktorych nie za bardzo znam ale chyba warto byloby
> ich znac
Eee tam - ten ktory sie odwraca ma glupi usmiech
> - jeden ma pelna miche goracego jadla a drugi goracy kubek
> z (zapewne niepusta) zawartoscia.
no to chyba tylko z tego powodu...
> Za nimi dymi (rym?) wielki kociol
Pewnie Keric znowu wybral sie do wraku i z jakiejs ladowni wygrzebal
500litrowy kociol pelen strawy ktora do tego byla goraca... :)
> - #2 str.85: taaa... to zdajesie jaskinia... i tez cos gotuja...
> 3 postaci (gotuje OCZYWISCIE kobieta). Czy gotujaca to moze
> przypadkiem Lhaea ???
Lukasz, ja bym sie na twoim miejscu obrazil za taka insynuacje. Wyslij
do redakcji zadanie przeprosin i oswiadczenie ze to cos na rysunku ze
str. 85 to nie Lhaea. Moge sie podpisac pod wnioskiem.
Nino! widzisz?! uciskaja kobiety, te $.
> Gdzie te przetluszczone wlosy ??? Kim sa
Dzieki, ale znak rozpoznawczy. Za 20lat ktos mowi : Lhaea, nie poznalem
Cie, nie masz przetluszczonych wlosow... :)
> pozostali dwaj??? Jeden z nich to Pradera - ma nawet tabliczke :>
Totalne. Ten zwyczaj rysowania Pradery z tabliczka z nazwiskiem jest
naprawde smieszny. Zapewne komus z redaktorow utkwil w pamieci obraz
Kuby z Rytra paradujacego z identyfikatorem i stad ta tabliczka. Swoja
droga dobrze ze ja rysuja, zwazywszy, ze "Pradera" ze strony 85 nie jest
za cholere podobny do "Pradery" ze str 93 (chyba tylko w tym ze obydwaj
sa czarno-biali).
> - #3 str.87: 2 faceci. Nie wiem dlaczego, ale ten pierwszy to chyba
> Siemionow (taka bijaca od niego socjalistyczno-rosyjska sila :>)
Kurcze, daj spokoj. Ten gostek ze str 87. wyglada jakby zywcem zdjety z
plakatu propagandowego "gornicy z Doniecka znow przekroczyli norme
wydobycia o 200%". Poza tym nie zgadza sie ubranie.
> Ten
> z tylu obiera jakis owoc (a moze to swinka skalna ???)
Czy pytanie "a moze to swinka skalna" dotyczy obierajacego czy owocu?
> - #4 str.89: Tak wlasnie wygladaja postaci posiadajace trudnosci z
> trawieniem hitalianskiej pozywki. Chlopak z tylu albo jadl i
> przed chwila/za chwile rzyga lub tez mial jesc i gdy zobaczyl co
> mu podano (#7 str.94) to przed chwila/za chwile rzyga :> Kobieta z
> pierwszego planu (Jotka ??????) wydaje sie nie byc pewna...
Podobne skojarzenia (ale to nie jest Jotka)
> - #5 str.90: Taaaa.... haslo na dzis:
> 'Nawet na pogozelisku mozesz sobie odgrzac zupke'
A para z zupki pod wzgledem rozmiaru kojarzy mi sie co najmniej z para
z chlodni kominowej elektrowni Belchatow.
> - #6 str.93: Pradera - (to poznaje po naszywce
I tylko po niej
> - o ile to nie ktos inny ma jego kurtke)
Dobre, dobre! tego panowie rysownicy - metkujacy postacie tabliczkami -
nie przewidzieli. Ale bylby numer. Za jakies 10-15 Fenixow wszyscy juz
otrzymali od rysownikow tabliczki i wydaje sie ze sie udalo, a tu...
postacie decyduja wymienic sie na ubrania ha ha ha >:>>>>>
> wyglada jek rasowy morderca, podpalacz i gwalciciel :>
A myslales ze Pradera to kto, jakis tam anrchista-altruista?
> Po prostu wzor meczennika i postac do nasladowania przez przyszle
> pokolenia Hitalcow :>
A no. A wiec gwalcmy, podpalajmy, rabujmy...
> - #7 str.94: Etopymoron.... Rany! Kto nadaje takie badziewne nazwy
> hitalianskim zyjatkom???? Kaktus ???? Przeciez to MY powinnismy
> nadawac te nazwy i jak sadze nie bylyby to nazwy pseudolacinskie...
> Patrz przyklad skalnej swinki ( tu moje osobiste pytanie: Czy
> SkalnaSwinks monen omen SS to to samo co Arbuz).
jasne.
I jeszcze jedno (znow wpadam w swoj pseudonaukowy ton, ale nie bedzie o
geologii - slowo). Przypatrzmy sie temu bydleciu ze str 94. Ja rozumiem,
ze rysownicy po naogladaniu sie setek filmow S-F maja tendencje do
tworzenia "sklejanych" potworow (raczka czy nozka z "Ulicy wiazow",
troche sluzu z "Aliensa" i "Rzeczy" itp.). Ale mogliby przynajmniej nie
przesadzac. Pozwolcie ze przytocze kilka podpisow z rysunku "dlugie
pazury do rozszarpywania ofiary, otwor gebowy, parzydelka zawierajace
smiertelny jad...". Taka konfiguracja wyglada tak komicznie (zwlaszcza z
zapewnieniem "miesozerny, wystepuje stadnie na terenach skalistych"), ze
nie wiem czy sie bardziej smiac, czy zaplakac nad losem stworzenia
skazanego na taki brak funkcjonalnosci swych konczyn.
Ale mialo byc pseudonaukowo: Oto nasz etypo.. etopy... no w kazdym
razie moron (tak slowo moron jest najlepsze na okreslenie zarowno
potworka jak i jego tworcy), nasz etopymoron jest istota (sadzac z
przystosowania srodowiskowego) dosyc zlozona, pewnie takze dosyc spora.
Widzac zaawansowana konstrukcje nog (mozna by dorzucic kosc skokowa -
nie pomyslal rysownik), ogona, czy tez w ogole caly pokroj morona
stawiam wniosek ze nalezy do dlugowiecznego gatunku. Odpowiada to co
najmniej jakiemus 10-15 letniemu cyklowi zycia zwierzecia u nas na
ziemi. Na pewno nie krocej (np 1rok, 6miesiecy), bo z ewolucyjnego
punktu widzenia nie oplacaloby sie matce naturze tworzyc cos tak
skomplikowanego i zarazem krotko zyjacego.
A wiec zyje raczej dlugo (jak kon a nie jak motylek).
A teraz parzydelka. Parzydelka to nie jest cos, co sie "ma i parzy".
Konstrukcja komorki parzydelkowej nie pozwala na jej wielorazowe uzycie.
Jesli jakas stulbia albo pokrzywa (jak widac skacze miedzy zoa i
plantae, ale chodzi o to samo) uzyje swych komorek parzydelkowych do
potraktowania ofiary/ napastnika, to komorki te zostaja juz
wyeksploatowane i "zuzyte". Krotko mowiac jak sie wezmie takie parzace
cos i "wycyka" mu wszystkie komorki parzydelkowe drazniac je po kolei,
to w koncu zwierze/ roslina zostaje bezbronne. Nie jest to problemem np.
w przypadku pokrzywy, poniewaz nie zyje ona 100 lat wiec nie potrzebuje
dlugoterminowej obrony. Poza tym pokrzywa rosnie w duzych skupiskach
wiec obowiazek parzenia wroga sie w nich rozklada. Jesli wiec wleziemy w
pokrzywy i sie dotkliwie poparzymy, to oznacza to jedynie ze kazda z
roslin porazila nas jedynie malym ulamkiem swych komorek parzydelkowych
a reszta jest cala i gotowa do uzytku. Nawet jesli stado ludzi przelezie
przez te pokrzywy to i tak zostanie jeszcze dosyc komorek. Poza tym
potrzebne sa one pokrzywie jedynie przez jedno jej zycie (pokrzywa to
bylina jednoroczna wiec raczej krotko). To samo dotyczy pazydelek u
jamochlonow. Taka np. "meduza" moze sobie parzyc ile chce, bo zyje dosyc
krotko.
A teraz pomyslmy jak by to wygladalo w przypadku naszego raczej
dlugowiecznego morona. Wyobrazmy sobie ze ma on te parzydelka. Dzialaja
one niewatpliwie na takiej samej zasadzie jak komorki pzrzydelkowe u w/w
gatunkow, tzn. ze wewnatrz komorki jest "zlozone" cos w rodzaju harpunu
na nitce z jadem. jesli komorka jest podrazniona wystrzeliwuje ten
harpun, ktory wbija sie w ofiare i wsacza jad. Tak i nie inaczej
dzialaja komorki parzydelkowe. Nie inaczej poniewaz natura nie wymyslila
poki co zadnej zastepczej konfiguracji - komorek parzydelkowych
pozwalajacych na "recycling" tzn. uzycie ich znowu przeciw innej
ofierze/ napastnikowi. Wykorzystana komorka to zuzyta komorka - to nie
odrasta.
Przyjmijmy ze nasz moron ma wlasnie takie komorki (bo tak rozumiem
"parzydelka zawierajace smiertelny jad"). I zyje przynajmniej kilka lat
(np. 5). Gdyby tak bylo, to komorki parzydelkowe wyczerpalyby mu sie po
co najwyzej kilku miesiacach (i to gdyby bardzo uwazal zeby nimi o nic
nie zaczepic). Posiadacz komorek parzydelkowych nie ma zadnej mozliwosci
regulowac kiedy zostana one uzyte a kiedy nie. Jesli ktos ich dotyka
(wrog/ wujek/ babcia/ o kurcze zaczepilo mi sie parzydelko o kolniez) to
dzialaja one calkowicie automatycznie. Jesli sa tak wyeksponowane jak u
morona, to po paru "zderzeniach" ze skala, drzewami, czy probach
przedzierania sie przez chaszcze wyeksploatowalyby sie wszystkie.
Wlasnie z tego powodu nie wystepuja w naturze dlugowieczne gatunki
roslin/ zwierzat wyposazone w parzydelka. Zeby miec parzydelka trzeba
cierpliwie stac, nie ruszcac sie (roslina wrosnieta w ziemie, albo
zwierze ktore nie biega czy poluje tylko kiwa sie tam gdzie go woda
zaniosla) i miec nadzieje ze nie wyparzydelkuje sie przed smiercia.
Zwierze takie jak moron po prostu nie moze miec parzydelek. Ktos moglby
rzucic: "przeciez to wytwor naskorka, a naskorek sie regeneruje". Owszem
naskorek sie regeneruje ale nie odbudowuje od zera zniszczonych wytworow
takich jak gruczoly, paznokcie/ kopyta, pochewki i cebulki wlosowe.
Jesli ktos straci komorki tworzace paznokiec to taki paznokiec nigdy juz
nie odrosnie jak by nie wiem jak sie starac. Jesli wytna np. gruczol
lojowy, to on sam z siebie nie odrosnie. Ani my ani taki moron nie
jestesmy jakimis wyplawkami bialymi ktore mozna pociachac na dwadziescia
czesci i odrosnie dwadziescia wyplawkow. Ani my ani on nie moze miec
zadnych pazydelek.
A zupelnie inna sprawa, ze ten potwor ma na ogonie luski, wiec trudno
mi sobie wyobrazic inna metode regeneracji skory niz linienie - co by
sie stalo z tymi parzydelami? (jak kurcze mozna na jednej istocie
umiescic luski i parzydelka - to juz nie jest S-F tylko czysta
fantazja).
Wcale nie wymagam od autora rysunkow w Fenixie zeby przeprowadzal
analizy biologiczne. Moze sie na tym rzeczywiscie nie znac (na biologii
w szkole nie bywal bo mial zwolnienie na alergie albo dysgrafie). Ale
przeciez nie trzeba medrca zeby dojsc do wniosku ze takie bydle jak ten
moron nie ma prawa istniec z czysto technicznych powodow - wystarczy
popatrzec. Czepiam sie jakichs tam parzydelek na jednym rysunku sposrod
dziesiatek jakie publikuja w Fenixie? A owszem. Sadze se moglbym
przyczepic sie takze do wielu innych czesci ciala zarowno tej istoty jak
i pozostalych opisanych w Fenixie.
Redakcja moglaby pamietac ze w zbitku "science-fiction" na pierwszym
miejscu wystepuje jednak ta science i nie mozna jej uragac w tak
bzczelny sposob.
- ------------------------------------
Jak zauwazylem czytelnicy listy uciekaja od kwestii naukowych jak od
zarazy. Sprobowalem kiedys z geologia. Zero odzewu. Zakladam ze wyniklo
to z powszechnego braku zainteresowania ta nauka i jej pokrewnymi. Wiec
teraz probuje z biologia (chociaz szczerze nie znosze tej dziedziny).
Jesli ktos jeszcze ma watpliwosci to powyzsze przynudzanie o
parzydelkach jest kolejna moja zacheta do prowadzenia bardziej naukowej
i merytorycznej dyskusji na tematy Hitalii. W swym poswieceniu jestem
gotow polemizowac z kims nawet w sprawach biologii (jak nie ma geologa
to moze biolog sie znajdzie). Byle tylko zaczac mowic o Hitalii w
kategoriach innych niz "swiatla Fenixa". Tym razem nikt mi chyba nie
powie ze i na tym sie nie zna.
Chce po prostu wyczerpac wszelkie inne mozliwosci zanim zaproponuje
temat do dyskusji "Instalacje Linuxa na Hitalii".
Wiec jak? Znajdzie sie ktos kto sprobuje wykazac mi mniej lub bardziej
naukowo ze te parzydelka moglyby jednak byc? Albo moze dyskusja:
"narzady obronne zwierzat i roslin na Hitalii", a moze "propozycje
nowych zwierzat i roslin na Hitalii - sensowniejsze od tych
redakcyjnych". Ludzie - Cokolwiek.
- --------------------------------
> - #8 str.96: Tu maly obrazek, chyba Fenix'a... nie dam glowy ale ja
> ten picture juz gdzies widzialem.
Wiem ze kazdy ma swoja wizje statku "Fenix" ale redakcja jak widze ma
juz dwie. W numerze 6/96 jest zamieszczony dosyc wyrazny schemat wygladu
statku "Fenix" w/g redakcji. Teraz natomiast w 1/97 redakcja serwuje nam
nastepny, ktory za diabla nie jest podobny do poprzedniego. A moze to
ten odstrzelony mostek, ktory leci sobie gdzies w sina dal? (tylko skad
silniki?)
- -----
> OK. to tyle o obrazkach... mala prozba do wszystkich: Przeslijcie na
> liste opis tego w co ubrana jest wasza postac. (pytania po co zostawiam
> bez komentarza).
Moglbym powiedziec ...jakbys czytal wszystkie moje zapisy, to bys
wiedzial w co jestem ubrany... ale sobie odpuszcze, bo wiem, ze poza mna
nikt ich nie czyta (chyba tylko redaktorzy). Ale - HA - moge mimo
wszystko chyba zwrocic twoja uwage, ze w Fenixie 6/96 str 170 wiersz 24
stoi jak byk: "A poza tym nic, moze z wyjatkiem polprzepuszczalnego
kombinezonu z rentexu...". Tylko nie pytaj co to jest rentex (tak mi sie
wtedy napisalo - moze cos w stylu "gortexu" lamanego przez "polar"). O
kolor tez nie pytaj - nigdy Ci nie powiem (poza tym wiedza ta nie jest
potrzebna do analizowania obrazkow z Fenixa). No to wiesz juz w co
ubrany jest Borys.(naprawde jest Ci to do czegos potrzebne?)
> Mam nadzieje ze poszczegolne osoby rozpoznaja sie na
> obrazkach i dadza o tym znac na liscie.
Jak pomysle o Twej insynuacji, ze Borys to ten gostek ze str 87 to mnie
znowu smiech bierze...
>
> Miroslaw Dzieciatek
A ja nie.
>
> PS: Po napisaniu tego tekstu rozumiem, ze pisanie dlugich (moj nie jest
> taki dlugi) textow daj perwersyjna przyjemnosc.... pisze sobie tak o
> niczym szczegolnym a inni beda to czytac i dobrze im tak oni taz napisza
> Kilobajty textu ktory to ja bede musial czytac :>
Wlasnie to zrobilem (i nie moglem sobie odmowic mojej sadystycznej
przyjemnosci - ostatnio robie to czesto - aby w polowie odpowiedzi na
cudzy list nagle zaczac pisac artykul o czyms innym, skonczyc go i
wrocic do omawiania listu)
- --
Jacek - Kak gienij czistoj krasoty
<*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*>
From daemon Tue Jan 28 14:53:04 1997
Date: Tue, 28 Jan 1997 14:55:20 +0100 (MET)
From: Lukasz Grochal <cypis@rexio.uci.agh.edu.pl>
Subject: Moronologia...
- -----BEGIN PGP SIGNED MESSAGE-----
Moda na analizę moronalną fauny (a, jak tuszę, już wkrótce i flory)
hitalijskiej zatacza, co konstatuję z nie lada radością, coraz szersze
kręgi. Jest to pochwały godne zjawisko, jako że mamy tu do czynienia z
problemem nadzwyczaj ważkim i zasługującym na poświęcenie mu uwagi. Niech
więc i mnie będzie dane przedstawić własne spostrzeżenia i wnioski,
nienowe zresztą - starałem się jak mogłem, poruszać tę kwestię już na
Hicie'96, z mizernym jednak skutkiem.
Ale ad rem, czy też raczej "a nos mutants". Czymże może być ów
Ethopymoronus Hitalae? Gdy po raz pierwszy zobaczyłem go na oczy,
wyobraziłem sobie maleństwo wielkością i sposobem życia podobne do
skorpiona. Niestety, okazuje się, że jest to kręgowiec (sierpowaty pazur
jest przedłużeniem [?] kości [???] _kręgosłupa_ [czemu zatem nazywany
jest pazurem?]). Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zgodzić się z
hipotezą, że jest to zwierz, który żyje minimum kilka lat (w związku z
czym nie będę powtarzał wszystkich argumentów przytoczonych przez Jacka).
Jest to zapewne szybka (budowa nóg typowego biegacza) - przynajmniej w
zamyśle "Stwórcy", a także nadzwyczaj sprawna, maszyna do polowania.
Zastanawiający jest fakt, że tak wiele uwagi poświęcił autor żołądkowi
owego stwora - jego rozmiar wydaje się wskazywać albo na poważne
zaburzenia w trawieniu, albo na wysokie zapotrzebowanie na pokarm u
naszego zwierza. Obie perspektywy są równie alarmujące.
Zgodnie z lematem Lanton-Liedtke (zwanym dalej w skrócie lematem L-L)
uznaję za zbędną wszelką dyskusję na temat sensowności:
a) stadnego występowania mięsożerców (o ile nie są jednocześnie
padlinożercami),
b) posiadania przez gatunek Eth. Hit. tylko jednego oka,
c) faktu, że przy całej "odmienności" Eth. Hit. od gatunków ziemskich,
oko zaopatrzone jest w dwie, poziome, powieki, a otwór gębowy w
takież wargi,
d) braku przeciwwagi dla wypełnionego po brzegi strawą żoładka, o ile
"pazur" nie jest wykonany z rdzenia uranowego powleczonego ołowiem,
e) mechanizmów pozwalających na sprawne operowanie długimi
(proporcjonalnie) parzydełkami w środowisku lądowym (chodzi przede
wszystkim budowę mięśnia),
f-z) [...]
Przyrodnicza metodologia dowodzenia nakazuje dostosowywać tworzony
model świata do faktów, które zostały zaobserwowane. Ethopymoronus
Hitalae istnieje i jest to fakt niepodważalny. Zamiast więc roztrząsać
zagadnienie sensowności lub też braku podstaw istnienia owego gatunku,
zastanówmy się może, jaki wpływ ma ono na życie Hitalii, a więc i nasze.
Eth. Hit. nie jest jedynym groźnym dla ludzi gatunkiem fauny
hitalijskiej. Zgodnie z lematem L-L należy zaliczyć do takowych również
"Syczącego Ptaka". Pozostałe gatunki są albo silnie opancerzone, albo (ze
"Skalną Świnką" na czele) bardzo zwinne. Oznacza to, że konkurencja w
walce o przetrwanie gatunku jest tu znacznie ostrzejsza niż w
jakimkolwiek, ze znanych nam ekosystemów ziemskich.
Duży żołądek Et. H-e, a także powszechność występowania w naturze
substancji cuchnących, wydają się świadczyć, że konkurencja owa kładzie
w dużym (jeśli nawet nie większym niż w wypadku czynnej obrony) nacisk
na odwiedzenie potencjalnego napastnika od zamiaru konsumpcji.
Podstawowym pytaniem, które się nasuwa, jest więc: Czy gatunek Homo
Sapiens Futurus ma szansę zjeść cokolwiek, co zostało wytworzone na
Hitalii? Znów posłużmy się lematem L-L - wiemy już, że może zjeść ryby.
Zastrzegam jednak w tym momencie, że nie chodzi mi tu o "jadalność", a
raczej potocznie pojmowaną "zjadliwość" miejscowego białka. Choć bowiem,
jak mawiają, czego oczy nie widzą... to jednak świadomość, że wszystko
co jemy było kiedyś pokryte grubą warstwą cuchnącego śluzu, niekoniecznie
musi dobrze wpływać na nasz apetyt. Jeden Jager, jak wiadomo, wiosny nie
czyni.
Kolejną cechą zastanej rzeczywistości jest powszechność występowania
czynnych systemów defensywnych (mam tu na myśli tak
szybkość/zwinność/parzydełkowatość przedstawicieli fauny, jak i systemy
obronne miejscowej flory). Z całą pewnością nie pozostanie to bez wpływu
na dostępność pożywienia. Czym innym jest bowiem złapanie wyposażonego
jedynie w dziób i skrzydła indyka, a czym innym - miejscowego specjału,
jakim z pewnością jest Et. H-e.
Powyższa analiza prowadzi do jedynie słusznych wniosków. Przyjąwszy
otóż za dowiedzione, iż:
a) jakakolwiek próba zdobycia pożywienia poprzez upolowanie go jest z
góry skazana na niepowodzenie,
b) w kraterze mamy do czynienia (co wynika z l. L-L) z obfitością
(jeśli nie wręcz nadmiarem) żywności,
wydaje się słuszne stwierdzenie, że:
1) Teoria o spontanicznej i ciągłej migracji skalnych świnek w kierunku
zgodnym z ( a zwrocie przeciwnym do - ) gradientem wysokości lądu
N.P.M. może być uznana za dowiedzioną.
2) Opuszczenie krateru było czynem pochopnym i należy jak najszybciej
naprawić ten błąd poprzez powrót.
3) Należy oczekiwać pojawienia się nowych groźnych gatunków, jako, że -
- zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa - to, co poznaliśmy do
tej pory nie może być zbyt odległe od "przeciętnej".
4) Z a), b) oraz 3) wynika, że Homo Sapiens Futurus ma mniej więcej
takie szanse przeżycia na Hitalii, jak bohaterowie "Planety Śmierci"
Harry'ego Harrisona.
I tym miłym akcentem chciałbym zakończyć swój przydługi wywód... gdyby nie
świadomość, że coś tu jednak nie gra. Nie mam otóż najbledszego pojęcia, co
kieruje redaktorami wymyślającymi gatunki w rodzaju Et. H-e. Nie śmiem
posądzać ich o brak wyobraźni, zapewne zdają sobie oni sprawę, że ten zwierz
po prostu _NIE_MOŻE_ być najgroźniejszym z hitalijskich stworzeń. A więc
czemu? Wystawienie graczy na próbę? Cóż w takim wypadku nasza zabawa ma
szansę skończyć się dość szybko. I boleśnie.
+--
Lukasz Grochal (.)
PGP key & more : finger cypis@linux.uci.agh.edu.pl
WWW : http://ibm.uci.agh.edu.pl
(... the rest is silence)
- -----BEGIN PGP SIGNATURE-----
Version: 2.6.3ia
Charset: noconv
iQCVAwUBMu4FS6JKk+dgept1AQE5zwQAzLXUC6sjd7SgarOpFrdQTxyVB6VNyZ59
+sG0RkxrT3QdbWf3pHRBukWe1Ls7v7YAhxJ9b/DaSEE31occQ3f+d6EEgpFQl884
v3K4pyXV8HtwdnWARbq5+U/mWidQISpLPhBXKCAPTqO1dKDmI2Lbtqfq46ELRG+y
yjzAwRS9zoI=
=inIM
- -----END PGP SIGNATURE-----
<*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*>
Powrót na poprzednią stronę