To przecie pewne, że nic
na świecie nie czyni człowieka potrzebnym, jeno miłość. Widzę to po Locie,
że nierada by mnie stracić, a dzieci też inaczej nie myślą, tylko że każdego
następnego dnia przyjdę znowu. Dziś poszedłem nastroić fortepian Loty;
nie mogłem jednak tego zrobić, bo dzieci nudziły mnie o bajkę i Lota sama
powiedziała, bym im sprawił tę przyjemność. Krajałem im chleba na wieczerzę,
który przyjmują teraz tak samo chętnie ode mnie jak od Loty, i opowiadałem
im ulubiony ustęp o księżniczce, której usługują ręce.
Werter opowiadał dzieciom bajkę o księżniczce zamkniętej w wieży, którą karmiły zwieszające się z sufitu czarodziejskie dłonie. Rodzeństwo Loty wrażliwe na precyzję narracji wymagało od Wertera, by powtarzał baśń dokładnie w ten sam sposób, bez żadnych wariantów i dodatków. Tylko dzieci potrafią docenić nieznane w znanym i uwielbiają powtórzenia. Dzieci i zakochani. Słoneczny ranek w osiedlu dla ubogich w Cannet koło Cannes. Huk i błysk - betonowy dom pęka jak nadmuchana papierowa torebka. Płyty piątego piętra wylatują w powietrze, stropy oddzielające kolejne kondygnacje - pękają. Dwie osoby giną na miejscu, osiemnastu rannych rozwożą karetki do szpitali w Cannes, w Grasse i w Nicei. Młody Werter z Cannet cierpiał miłosne męki. Postanowił się zabić. Odkręcił kurek butli gazowej z butanem. Eksplozja nastąpiła w chwilę później. Skończył z sobą wedle woli, lecz pozabijał i okaleczył też innych. Śmierć z miłości rozciągnięta na bliźnich. Lekkomyślność organizacyjna: osiedla z wielkiej płyty budowane na francuskiej prowincji są tak liche, że wystarczy strzelić z korkowca, by na podwórko wypadł cały segment. Tym razem zdarzył się (prawie) cud: eksplozja butli gazowej nie zmiotła całego budynku, lecz tylko go wypatroszyła. Werter z Cannet pozostawił list. W liście słowa powtarzane od wieków przez udręczonych straceńców. O Werterze Goethego cierpiętnik z Cannet na pewno nie słyszał, ale przypomniał - bezwiednie jego słowa: "To nieszczęście, wszystkie me żywotne siły zmieniły się w niespokojną gnuśność; nie mogę być bezczynny i nie mogę też wziąć się do czegokolwiek. Nie mam siły wyobraźni, zrozumienia natury i wszystkie książki są mi wstrętne. Jeśli nam samego siebie brak, brak nam przecie wszystkiego". Strażacy odnaleźli ciało przywalone kawałem betonu i przecięte na pół. Styropianowy pył pokrywał nadpalone resztki żółtej kamizelki. Dlaczego "zabił sam siebie"? Wystarczy pomyśleć, dlaczego zastrzelił się tamten. Goethe napisał Cierpienia młodego Wertera pod wpływem wieści o samobójstwie chłopaka, którego dobrze znał: Karla Wilhelma Jerusalema, sekretarza legacji brunszwickiej, którego miłość odrzuciła mężatka. Sam Goethe też kochał się w owym czasie w kobiecie zamężnej, ale niesłychanej popularności Wertera i fali samobójstw spowodowanych jego lekturą nie wywoływało widmo wiarołomstwa. Mąż sprawiał kochankom drobne kłopoty organizacyjne, ale nie egzystencjalne. Werter pisał o Albercie, narzeczonym Loty: "Dzielny, kochany chłop, którego nie można nie lubić". Gra toczyła się o granice rozumu i szaleństwa poddanego ciśnieniu namiętności. Werter tłumaczył Albertowi, że kiedy szaleje namiętność uciskająca granice człowieczeństwa, to odrobina rozumu, którą człowiek posiada, nie przyda mu się na nic. Cierpienia ukazały się w roku 1774, pierwszy przekład francuski w rok później, a w ciągu dziesięciu lat wydrukowano piętnaście wydań. W latach 1779-1810 siedmiokrotnie przełożono książkę na angielski. Młody Szwed Karsens strzelił sobie w głowę przy stoliku z otwartym Werterem. Rok później Christiane von Lassberg z rozpaczy, że opuścił ją ukochany, utopiła się z Werterem na łonie, czeladnik szewski rzucił się przez okno z egzemplarzem Cierpień w kieszeni, młoda Angielka zabiła się we własnym łóżku z Werterem pod poduszką. Samobójstwo Karla von Hohenhausera skończyło w roku 1835 pierwszy etap dobrowolnego odchodzenia pobudzonego nie tyle przeżyciami osobistymi, ile szokiem lekturowym. Fala samobójstw okazała się tak potężna, że Goethego spotkały przykrości i potępienia, więc kolejne wydania opatrzył przestrogą: "Bądź mężczyzną i nie bierz ze mnie przykładu". Za późno. Poprzednia antyfona uderzała z siłą granatu: "A ty, dobra duszo miotana tymi samymi uczuciami, co on, czerp pociechę z jego cierpień i pozwól książeczce tej zostać twym przyjacielem, jeśli skutkiem losu lub własnej winy nie możesz znaleźć bliższego". Goethe czytał uważnie dwa listy o samobójstwie w Nowej Heloizie. Rousseau rozłożył argumenty: Saint-Preux, w imieniu francuskiego mędrca, dobrowolną śmierć pochwalał, lord Edward - ganił. Saint-Preux oświadczy, że po życiu niczego dobrego już się nie spodziewa oraz że - jego zdaniem - każdy człowiek, gdy staje się ciężarem dla innych i przeszkodą dla siebie - winien odejść. Człowiek wolny ma prawo odciąć ramię, by uratować resztę ciała i poświęcić swe ciało, by ocalić godność. Po to Pan Bóg dał nam rozum, żebyśmy jasno ocenili, w którym momencie należy wyjść, zresztą życie to komedia pomyłek i kłębowisko sprzeczności. Wszak świątobliwi mężowie uczą, że najroztropniej postępuje ten, kto się usuwa ze świata, kto dla świata umiera. A kiedy człowiek cierpi już tak bardzo, że jego ból staje się silniejszy od lęku przed śmiercią, czyż to nie znak, że nadszedł czas pasażu? Moraliści twierdząc, że życie jest dobre, więc trzeba w życiu cierpieć odważnie, gadają głupstwa. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie znosił bólu, którego znieść nie może. Czy człowiek opuszczony i samotny, którego cierpienie nikogo już nie wzrusza, nie powinien odejść? Biblia nie zabrania samobójstwa, a zakazy Kościoła wspierają się raczej na argumentach filozofów pogańskich. Lord Edward zarzucił Saint-Preux immoralizm: wszak Pan Bóg nie opuścił nas i nie wydał ziemi przypadkowo, tylko po to, by na niej cierpieć, męczyć się i umierać. Saint-Preux widzi tylko zło, a przecież zło i dobro mieszają się w życiu bez przerwy. Trzeba rozdzielić cierpienia ciała od cierpień duszy. Jeśli ból staje się nie do zniesienia - wtedy można się zabić. Jeśli tylko dusza łka - zabijać się nie wolno. Poza tym samobójstwo z miłości sprawi - zapewne - przykrość osobie ukochanej. Komentatorzy uznają, że autor Nowej Heloizy wolał argumenty Saint-Preux. Rousseau trzykrotnie myślał o dobrowolnej śmierci, trzykrotnie pokusę przezwyciężył. W Emilu dowodził, że dopiero cierpienia miłosne spajają ciało i duszę człowieka w najprawdziwszą, choć trudną do zniesienia jedność. Cierpienia młodego Wertera przekonały czytelników, że tylko z miłości warto się zabijać. Pozostałe kaprysy życia jakoś da się znieść. W ten sposób Goethe wypowiedział głośno prawdę przeczuwaną przez niezliczone rzesze zakochanych od początku świata: czy musi tak być, że to, co tworzy szczęście człowieka, staje się nieuchronnie źródłem jego cierpienia.
Nikt ze znanych mi teoretyków samobójstwa nie wziął pod uwagę ani butli
z butanem, ani betonowych płyt, czy dobrowolnej śmierci połączonej z zabijaniem
bliźnich. Przypadek Wertera z Cannet dowodzi, że odbieranie sobie życia
pod koniec wieku w społeczeństwie masowym łączy się z ogromnym ryzykiem
dla innych ze względów technicznych. Jego czyn bez reszty odsłonił egoizm
tkwiący w samobójstwie popełnianym z namiętności, która - wiedział o tym
Werter Goethego - kusi poznaniem granic. |