Jak zdobyć mieszkanie w Paryżu? Można je kupić albo wynająć. Trzeba posiadać pieniądze, dużo pieniędzy. Cena jednego metra kwadratowego w moim Le Marais wynosi 29 000 franków, czyli blisko 15 000 nowych złotych. Nie chce mi się rachować, ale kto lubi - niech policzy, ile kosztują skromne dwa pokoje z kuchnią.

Może zatem warto coś wynająć? Bardzo proszę: w mojej dzielnicy mieszkanko składające się z pokoiku ze ścianami przypominającymi dekoracje do Drakuli, z podłogą zrytą buciorami jakobinów oraz toaletą tak wąską, że w zależności od płci i potrzeby należy do niej wchodzić albo przodem, albo tyłem - kosztuje co najmniej 5000 franków miesięcznie. Wynajem odbywa się tak, jak niegdyś wyglądał koński targ w Janowie Podlaskim. W stadninie - koniom zaglądało się w zęby. U kamienicznika - klientowi zagląda się gdzie popadnie, przede wszystkim do pensji.

Żeby mieszkanie wynająć, należy udowodnić, że zarabia się miesięcznie czterokrotnie więcej, niż wynosi miesięczny czynsz. Czyli - w danym wypadku - co najmniej 20 000 franków miesięcznie netto. Takich sum nie zarabia się we Francji łatwo. Pozostaje więc oszustwo, jako jedyny sposób zdobycia dachu nad głową.

Oszukiwać niełatwo: dawniej jeszcze zdarzały się wypadki podrabiania miesięcznych zaświadczeń o płacy. Wystarczyło pójść do najbliższego sklepu papierniczego, kupić zeszyt z drukami typu Bulletin de paye, wpisać sobie odpowiednią sumę i podstemplować wszystko pieczątką ułożoną z zestawu "Mały drukarz".

Przechodziło: klient wynajmował mieszkanie, za które oczywiście namiętnie nie płacił. Żarty skończyły się jednak już dawno. Teraz kamienicznik w ramach powszechnej lustracji każe pokazywać zaświadczenia, poświadczenia, certyfikaty i przede wszystkim deklaracje podatkowe.

Z powyższego wynika wniosek, że normalny człowiek nie może sobie w Paryżu mieszkania wynająć, ale ponieważ gnieździ się tu jednak kilka milionów osób, należy mniemać, że są to ludzie nienormalni albo... bardzo sprytni.


(Raptularz końca wieku: fr. książki)

Sfinx