Rozpaczliwe chodzenie po mojej starej dzielnicy Le Marais, chodzenie pełne żalu i przerażenia, że w ciągu ostatniej dekady stulecia Le Marais zamieniło się w prawdziwe bagno, cuchnące, niebezpieczne i złe. Z melancholią stwierdziłem, ze niewiele brakowało, abyśmy przez wyziewy z Bagna zwariowali, i coraz częściej pytałem sam siebie, co ja tu właściwie robię, odstępowały mnie wszelkie smaki i zapachy i pragnąłem zaszyć się w puszczy daleko stąd: nad Wigrami, pod Sejnami, jak najdalej od Bagna, chociaż wiele lat mi się zdawało, że to miasto i dzielnicę lubię, że Pan Bóg nakazał mi po tym mieście chodzić, bo przecież Paryż do chodzenia jakby specjalnie został stworzony i nie znam innego miasta na świecie, po którym chodziłoby się równie ekstatycznie. Z Le Marais uciekałem na Batignolles, tam gdzie parafia Mickiewiczów i gdzie straszy opuszczone domostwo przy dzisiejszej rue Darcet. W latach czterdziestych XIX wieku ulica ta zwała się Bulwarową i przy niej Celina Mickiewiczowa wynajęła dom dla męża, dla siebie i dla dzieci. Sprawdziłem dokładnie na planach w merostwie dom, pod którym często staję, przyprowadzam pod niego kolegów i pokazuję palcem wybite szyby, wyrwane okiennice, pochylone ściany, dom pusty, lecz ja w nim słyszę wrzawę sprzed półtora wieku - to nie jest prawdziwy dom Mickiewiczów. On stał trochę dalej, ale jednak bardzo blisko. Skoro go nie ma, to niech ten go zastąpi. Musiał wyglądać bardzo
podobnie. Wszystkie domki na Batignolach wyglądały jak dwie krople krwawego
potu. Batignole zwano "Małą Polską",
ale "Małą Polską" zwano też obszar położony bardziej na południe. |