Piekło - Niebo

[...]

Agonia zaczęła się w apartamencie na Placu Vendôme pod numerem 12, którego okna - zgodnie z zaleceniami lekarzy - wychodziły na południe. W salonie i w westybulach roiło się od przyszłych żałobników. W połowie XIX wieku umierało się jeszcze często po staremu, pośród rodziny lub przyjaciół modlących się, czuwających i czułych. Wedle relacji Grzymały, Chopin na kilka godzin przed śmiercią prosił panią Potocką o trzy melodie Belliniego i Rossiniego, które odśpiewała, łkając. Lekarze: Roth, Simon, Oldendorf, Fraenkel, Louis Blanche, Cruveiller nadziwić się nie mogli żywotności Chopina, który po ostatnim namaszczeniu konał przez trzy dni i trzy noce, lecz nie odchodził: "Zachował do ostatniej godziny przytomność umysłu, podnosił się niekiedy, siadał i do dwudziestu przynajmniej osób, do swoich wielbicieli - nędzarzy w łachmanach i wielkich tego świata w gronostajach, którzy na klęczkach nieustannie odmawiali modlitwy, zwracał się z radami, perswazjami, powiedziałbym nawet - ze słowami pociechy. Wykazywał niepojęty po prostu takt, umiarkowanie i bystrość; przy czym dobroć jego i pobłażliwość były już nie z tego świata". Zmarł w środę, 17 października 1849 roku, o drugiej nad ranem.

 

"Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". W liście do Ksawery Grocholskiej, z 21 października 1849 roku, Aleksander Jełowicki, zmartwychwstaniec, donosił, że tym razem złowił duszę w porę. Dusza Fryderyka poszłaby do piekła: dzięki niemu - trafiła do nieba. Obeszło się bez hańby domowej: Adamowej duszy już nic nie pomoże.

Pochwaliwszy Imię Zbawiciela, zaczął Jełowicki od Chopinowego ciała, że zawsze mdłe i słabe, wytrawione ogniem geniuszu. Wszyscy się dziwili, że w tak wyniszczonym ciele dusza jeszcze mieszka i "morybund" nie traci bystrości rozumu oraz gorącości serca. "Twarz jego jak alabaster zimną była, białą i przejrzystą; a oczy jego, zwykle mgłą przykryte, iskrzyły się niekiedy blaskami wejrzenia". Jełowicki sugerował, że Chopin był wampirem, bo to ciało poruszała zła siła, chociaż taki zawsze słodki i miły, i dowcipny, a czuły nad miarę, do ziemi już mało należący - o Niebie nie myślał. "Miał on niewiele dobrych przyjaciół, a złych, tj. bez wiary, bardzo wielu; ci zwłaszcza byli jego czcicielami", szczególniej ta na "G": ladacznica i jędza. Chopinowi sukcesy zagłuszyły w sercu "jęki niewypowiedziane" Ducha Świętego. Wyssał pobożność z łona matki Polki, ale pozwolił, by bezbożne towarzyszki i towarzysze paryscy lat jego ostatnich ten pokarm mu zabrali. Bezbożność zawładnęła całkiem "chwytnym umysłem jego i jak chmurą ołowianą zapadła zwątpieniem". Ciało Chopina dręczyła gruźlica, ale jeszcze gorsza zmora usiadła mu na płucach duszy i ksiądz Jełowicki odkrył, że Chopin nie naśmiewał się z rzeczy świętych, nie bluźnił i nie szydził, tylko "mocą wykwintnej przyzwoitości". Odkrytą tajemnicę powierzył "Przezacnej Pani" Grocholskiej przekonany, że o jego zwycięskim boju dowie się bez zwłoki najlepsze paryskie towarzystwo.

 

Paulina Viardot, słynna solistka, śpiewała Requiem u Magdaleny przysłonięta czarną krepą. Po raz pierwszy się zdarzyło, by kobiety występowały w kościele. Ze względu na bliskość Bulwaru, sytuacja wydała się dwuznaczna. Występ swój przeżyła mocno i napisała do George Sand, że zmartwiła ją śmierć "biednego Chopinka". O zgonie dowiedziała się od obcych, kiedy przyszli ją "z wielką ceremonią prosić" o wzięcie udziału w pogrzebowym koncercie. Wówczas dopiero uczuła, ile miała dla niego serdecznej przyjaźni: "Biedny chłopiec, umarł umęczony przez księży, którzy kazali mu siłą całować relikwie przez sześć godzin z rzędu aż do ostatniego tchnienia - w otoczeniu mnóstwa ludzi znajomych i nieznajomych, którzy przychodzili szlochać u jego wezgłowia. Co prawda czuwała przy nim jego siostra, ale biedna kobieta była zbyt pochłonięta własnym bólem, by pomyśleć o usunięciu natrętów.

Wszystkie wielkie damy paryskie uważały za swój obowiązek zemdleć w jego pokoju, gdzie również tłoczyli się rysownicy, szkicujący w pośpiechu; jeden dagerotypista chciał przesunąć łóżko do okna, by słońce padało na umierającego..."

 

- Czy wierzysz? - zapytał Chopina ksiądz Jełowicki, a przynajmniej tak napisał do Ksawery Grocholskiej. - Wierzę. - Jak cię matka nauczyła? Odpowiedział: "Jak mnie nauczyła matka". Odbył spowiedź świętą, przyjął wiatyk, ostatnie pomazanie i stał się "jakoby innym człowiekiem, rzekłbym, że już świętym". Trzy dni żył jeszcze i trzy noce, jeśli agonia jest życiem. Jełowicki twierdzi, że Chopina nie odstępował i tylko jego Chopin chciał widzieć, innych precz przeganiał: "W końcu on, co zawsze był wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją oraz i nieszczęście tych, co bez sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: «Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł - jak świnia!»"

 

Niemiecki lekarz Garman, autor łacińskiej rozprawy De miraculis mortuorum (Drezno 1709), przywiązywał szczególną wagę do rozdziału zatytułowanego: "Dźwięki wydawane przez zmarłych w ich grobach, podobne do tych, które wydają jedzące świnie". Garman przytoczył wiele przykładów z literatury i z własnego doświadczenia. Wedle Baleusa (1495-1593) z grobowca Sylwestra II w podziemiach bazyliki Świętego Piotra wydobywają się dźwięki, ilekroć po kolejnego papieża przychodzi śmierć. W roku 1665 otwarto śpiewającą trumnę w Gutzen, nie znaleziono niczego, ale po jej zamknięciu, rozgadała się znowu. Pewien grabarz z Bremy posłyszał w grobie dźwięki przypominające melodię graną na flecie, krzyk dzikich gęsi lub porykiwanie osła. W przegniłej trumnie dostrzegł piszczel, z którego końca dobywała się piana tworząc bąbel wielkości pięści. Bąbel pękł, piszczel zakwiczał, grabarz stracił zmysły od odoru. Garman opowiedział o grobach Fryburga, Śląska, Nadrenii i Pomorza. Najczęściej kwiczały kobiety podejrzane o czary lub nierząd, albo łajdacy, pożerając całun, szmaty, trupięgi, kamizelki, halsztuki, cały mogilny przyodziewek, jak świnie.

 

Zanim wybrzmiały ostatnie dźwięki marsza żałobnego, mężczyzna w czarnym płaszczu wymknął się z Magdaleny spłoszony i zmięty. Przypominał osła, dziką gęś, albo inne zwierzę.


(Kościół świętego Rocha, Podwójne życie Magdaleny)

Sfinx