350

Kolejne pytanie, tym razem w Tuluzie: "A co się stało z pańskimi Pasażami?" Odpowiadam, że przestałem je pisać. Jednym taka odpowiedź wystarcza, inni pytają dlaczego. Grzecznie odpowiadam, że już odpowiedziałem Rondem o pasażach w "Plusie Minusie", ale widzę, że pytania spadają na mnie z sympatii i - powiedziałbym - z troski, więc z uśmiechem dorzucam, że wyruszyłem w długą podróż, z której powrócę albo i nie powrócę.

351

Odpowiedź prosta, lecz po takim dictum oczy pytających wypełnia troska coraz głębsza. Więc uspokajam, że nie trzeba się bać, że nikomu nic złego nie grozi, że - podobnie jak moi starsi bracia - szukam przesmyku, którego nie znajdę, ale też nie mogę przestać go szukać: chcę się dowiedzieć, jak pisać, żeby ciało było słowem, żeby przedział między pisaniem i życiem zniknął, albo przynajmniej stał się jak najmniejszy. Szukanie wymaga ode mnie specjalnych technik pisarskich, ćwiczeń fizycznych i ruchu pamięci, ponieważ ruszyłem w podróż pod opieką siły, którą Jung przed śmiercią nazywał miłością.

Moje szukanie wyklucza techniki, którymi posługiwałem się jeszcze przed rokiem: na przykład montaż różnych głosów, pośród których - w odbiciach - rozbrzmiewał głos własny, ale ukryty i w gruncie rzeczy niezbyt pewny swego, zawieszony, nie wiedzący, czy nadal udawać, że się mówi spokojnie, cicho i wesoło, kiedy - tak naprawdę - chce się wyć z tęsknoty i ze zgrozy. Nadszedł czas, by z udawaniem skończyć. Wyruszyłem w podróż, więc pasaży nie piszę, bo pasaż przemierzam.

Wiem, że pytający chcieliby jeszcze zapytać, dlaczego dawniej można się było z mojego pisania dobrze uśmiać, a teraz powaga i niekiedy namaszczenie. Poczucia humoru nie straciłem, ale dowcipkować mi się nie chce.


(Śmierć w wodzie: fr. książki)

Sfinx