Pobiegłem do Muzeum d'Orsay na rewelacyjną wystawę "Nadar. Lata twórcze 1855-1860". Wystawa rewelacyjna, czyli "wydobywająca na jaśnię" to, co do tej pory pozostawało w ukryciu. Poza tym na ścianach najstarszego paryskiego dworca zawisły fotogramy Nadara nigdy dotąd nie wystawiane. Na przykład portrety kobiece: młoda Sarah Bernard w roku 1864, otulona draperią, z której wykwita obiecująco szyja i obojczyki, Finette - czyli panienka lżejszego obyczaju, z zamglonym wzrokiem po sobotnim balu, w koronkowym czepku i z rozczulającą jedwabną kokardą pod szyją z roku 1864, portret George Sand, okutanej chyba w fortepian Chopina, z wielkimi płonącymi oczyma, fryzurą utrefioną w loki jak peruka Ludwika XIV. Albo portret pleców aktorki Marie Laurent. Portret karku. Draperia wycinająca białość ramion, ciężkie włosy spięte grzebieniem, nieobecność twarzy. Fotografia nasycona aurą tajemnicy, ponurej tajemnicy.

Zresztą aura to specjalność Nadara. I cel jego fotograficznej pracy. Portret Gerarda de Nervala na kilka dni przed samobójstwem i seria portretów Baudelaire'a wydobywa na jaśnię to, co ciemne i przerażające: wszystkie portrety Baudelaire'a są lekko rozmazane, a jednak potępieńcza moc promieniuje z fotografii i rozkwitają wokół pęki kwiatów zła.

Wystawa w Muzeum d'Orsay ujawnia, że lata 1854-1860 stały się w życiu Nadara artystycznie najważniejsze. Przestał pisywać artykuły i rysować karykatury, a nie rozpoczął jeszcze produkcji fotograficznej na skalę przemysłową, zlecając swym asystentom wykonywanie portretów tłumowi bogatych klientów marzących, by sam mistrz ustawiał ich pod szklanym dachem w atelier przy Bulwarze Kapucynów.

Na autoportrecie z 1856 roku Nadar wygląda jak Antoś Boryna: sumiasty wąs, słowiańskie zapatrzenie na grządki kapusty na wzgórzu Montmartre. Potęga w barach jest i basta. Fotografia ukrywa rudość czupryny i ogniście czerwony kolor tużurka.

Wtedy już Gaspar Félix Tournachon wygrał proces z młodszym bratem, który zazdrościł mu talentu, sławy i pseudonimu artystycznego. A pseudonim skąd się wziął?

Z gwary przestępców, niedorostków i rozmaitych ciemnych typków. Z paryskiego argot z lat trzydziestych zeszłego stulecia. Do wyrazów dolepiano końcówki, które winny nadawać słowom średniowieczny sznyt: "dard", "dar" albo "mar". Ponadto bohaterowie Tajemnic Paryża wyrazy tak przestawiali, by brzmiały hardo, z owym "dar".

Rodowe nazwisko Tournachon, brzmiące stanowczo za pospolicie, stało się najpierw "Tournachondarem", potem "Toumadarem", "Chondarem", "Nadarchonem", by w końcu trafić na właściwe brzmienie: "Nadar".

W roku 1855 Nadar pospieszył na pomoc bratu Adrienowi, którego Pan Bóg pokarał dwiema lewymi rękami; wyuczył się on wprawdzie fotografii, ale ręce okazały się tak bardzo lewe, że stanął na skraju. Felix uratował brata od bankructwa. Po roku Nadar otworzył własny zakład przy ulicy Świętego Łazarza. Nadara ludzie już znali, bo przecież dzięki ogromnej kampanii reklamowej, prowadzonej w stylu inżynierii dusz z końca obecnego stulecia, o jego "Panteonie" mówił cały Paryż. "Panteon" zrobił jednak finansową klapę, chociaż Nadar się przekonał, że hojnie i zgrabnie uprawianej reklamy nie można w interesach pominąć.

Nadar wymyślił "Panteon" w roku 1854. Postanowił sporządzić zbiorowe karykatury około tysiąca najbardziej znanych mistrzów pióra i sprzedawać je w serii czterech gigantycznych plakatów. Na pierwszym i jedynym, jak się okazało, panteonowym afiszu znalazł się Mickiewicz z rozczochraną czupryną i smutnym wyrazem twarzy. Z pozostałych części "Panteonu" Nadar musiał zrezygnować, bo udało mu się sprzedać tylko 136 egzemplarzy pierwszego druku. Poza tym jeden plakat kosztował około 300 franków współczesnych. Los i brak pieniędzy spowodowały, że Nadar rzucił "Panteon" i szczęśliwie zajął się fotografią.

Nadar od dziecka chciał latać. W roku 1857 po raz pierwszy wzniósł się nad Paryż balonem, by robić fotografie podwieszony pod falującą na wietrze gruchą, ale szybko pojął, że z balonowego koszyka zdjęć robić nie sposób, bo koszyk za bardzo się buja.

Nadar postanowił zatem wybudować machinę latającą cięższą od powietrza. W roku 1863 założył wraz z baronem Taylorem i Julesem Vernem Towarzystwo Popierania Lokomocji Powietrznej za Pomocą Aparatów Cięższych od Powietrza. Ponieważ Nadar był nie tylko artystą, lecz również geniuszem reklamy, kazał zbudować gigantyczny balon, by skierować na powietrzną żeglugę oczy zachwyconej publiczności oraz rozewrzeć kiesy możnych tego świata.

Balon o nazwie "Gigant" wzniósł się nad dachy Paryża w roku wybuchu powstania styczniowego. Liczył 45 metrów średnicy i mógł zabrać do koszyka dwunastu pasażerów. "Gigant" żeglował do roku 1867 i przysporzył Nadarowi jeszcze więcej sławy. Zebrania Towarzystwa odbywały się w pracowni Nadara przeniesionej z Bulwaru Kapucynów.

Oczyma duszy widzę go siedzącego w fotelu nabijanym ćwiekami, w którym Gerard de Nerval pozował do portretu. Baron Taylor rozlewa koniak, a Jules Verne zapala cygaro. Wchodzi służący oznajmiając wizytę smutnego cudzoziemca, który chciałby pomówić o napowietrznej żegludze. Na srebrnej tacy leży bilet wizytowy z nazwiskiem "Stanisław Wokulski". W Łazienkach Izabella Łęcka puszcza się w krzakach z parobkiem.


(Raptularz końca wieku: fr. książki)

Sfinx