165

Zastanawiałem się, skąd tęsknota do Dalekiego Wschodu u wielu moich francuskich przyjaciół, nieprzyjaciół i osób, z którymi nie łączy mnie ani stosunek uczuciowy, ani nawet znajomość. W końcu pojąłem, że francuski styl bycia wiążę z odległymi regionami kultura maski.

Roland Barthes pisał w latach pięćdziesiątych w Mitologiach: "Greta Garbo należy jeszcze cała do owej chwili w historii filmu, kiedy to widok ludzkiej twarzy rozpętywał w tłumach najwyższy niepokój, [...] kiedy twarz stanowiła jakby absolut ciała, którego nie można było ani dosięgnąć, ani porzucić. [...] Oblicze Grety Garbo uczestniczy we [...] władztwie dworskiej miłości, kiedy to ciało rozwija w widzach mistyczne poczucie zatraty.

Jest to niewątpliwie wspaniała twarz-przedmiot; [...] szminka ma śnieżną gęstość maski; nie jest to twarz umalowana, ale otynkowana, bronią jej nie rysy, ale powierzchnia szminki; w kruchym, ale zbitym śniegu tylko oczy - czarne jak osobliwa roślinna plazma, ale pozbawione właściwie wyrazu - wydają się dwoma drżącymi nieco ranami. Mimo swej niezwykłej piękności, twarz ta - nie tyle wyrysowana, co wyrzeźbiona w gładkiej kruchości, a więc doskonała i przelotna zarazem - przypomina umączoną twarz Charlie Chaplina, jej oczy jak czarny miąższ, twarz-totem" (przekład Jana Błońskiego).

166

Twarze kobiet - również mężczyzn, bowiem różnica płci nie odgrywa żadnej roli - chodzące paryskimi ulicami lub wysiadujące w urzędach intensywnie przypominają maski. Nie o turystach myślę, ich głupio zachwycone uśmiechy układają oblicza w maski okolicznościowe, lecz o tubylcach. Owe maski "naturalne" w swej sztuczności na plakatach lub w spotach reklamowych, w świetle dnia powszedniego i w trójwymiarze wyglądają rozpaczliwie: starają się jednocześnie ukrywać jakąś złą tajemnicę i milcząco wołają o pomoc.

Nigdzie nie łyka się tylu środków uspokajających, nigdzie liczba osób dotkniętych depresją nie wzrasta tak szybko jak właśnie we Francji. Pod koniec wieku - miejmy nadzieję, że proces ów dobiegnie wreszcie kresu - pogłębia się dystans pomiędzy powierzchnią i istotą, narasta napięcie pomiędzy czystą formą i Formą: maską i egzystencjalnym drżeniem. Napięcie to wzmacnia dodatkowo nieziemska wręcz uroda Paryża i całej francuskiej krainy. Najpierw jednak wypada powiedzieć, co maski pokazują.

167

Wiadomo od dawna, że formy zachowania we Francji wymagają opanowania i wstydliwości uczuć. Na rytualne pytanie: Comment ça va? należy najpierw rytualnie odpowiedzieć Trés bien, a następnie - jeżeli stopień zażyłości rozmawiających na to pozwala - ewentualnie wyznać, że właśnie wczoraj nad bliskim przeleciał Anioł Śmierci.

Kult formy odcisnął się tu mocno w pojmowaniu elementarnych danych naoczności: czasu i przestrzeni. Nie wypada życzyć bliźniemu "wszystkiego dobrego" ot, tak - po prostu, należy raczej wyrazić nadzieję na "miły koniec popołudnia", "sympatyczne zakończenie wieczoru", w najlepszym razie na "słoneczny weekend". Czas składa się z dobrze posiekanych momentów, a szukanie w nim ciągłości zdradza niebezpieczeństwo utraty maski, czyli staje się nadużyciem wobec siebie i innego.

W kulturze maski stosunek do przestrzeni zdradza analogiczną nieciągłość: on sort, "się wychodzi". To ogólnikowe sformułowanie skrywa wszelkie formy życiowych zachowań: od wizyty w restauracji, po najbardziej powikłane stosunki seksualne. Wychodzenie oznacza gest niknięcia w miejscach, w których może dojść do zdjęcia maski lub przynajmniej do zastępowania jednej - inną. W każdym wypadku ten ryzykowny proceder musi dokonywać się w sekrecie, czyli w przestrzeni nieokreślonej i z trudnością identyfikowalnej. Ów stosunek do przestrzeni niewiele ma wspólnego z ochroną prywatności, ponieważ prywatność zatacza wyraźny krąg przestrzenny, nadaje mu kolor smak i natężenie. W kulturze maski wychodzi się - jak przez okno - w nicość.

168

Nosiciele masek pielęgnują je starannie wedle zasad savoir-vivre'u, przepisów czystej formy, czyli cudownie wypranego z treści systemu pokazywania się w teatrze codzienności, oraz podług ideałów estetycznych nie tyle narzucanych, ile objawianych podczas odbywających się dwa razy do roku pokazów mody Wielkich Krawców.

Pokazy owe stanowią dokładny, choć zredukowany wyłącznie do wymiaru estetycznego, odpowiednik starożytnych Dionizjów, świąt nadających jedność i odradzających wspólnotę. Podczas pokazów mody na wybiegach pojawiają się Maski Idealne - Nadmarionety przystrojone w fantazyjne kreacje. Ich sceniczne spacery doskonale oddaje słowo "sztuczność" użyte przez Mickiewicza w Panu Tadeuszu dla określenia artyzmu uderzeń Jankiela w cymbały: "Uderzenie tak sztuczne, tak było potężne / Że struny zadzwoniły jak trąby mosiężne". Nadmarionety mamią doskonałością kunsztu, to znaczy stwarzają iluzję nieobecnej świętości. Maska przybierana na co dzień nigdy nie sięga wyżyn ideału objawianego podczas pokazów mody, ale przynajmniej wytycza jedynie słuszną drogę i poucza, że maskuje się nie tylko twarz, lecz również całe ciało.

169

Cóż skrywa się pod maską? Strach przed twarzą. Nie przed utratą twarzy, bo proces jej stopniowego, lecz nieuchronnego zatracania, proroczo opisany przez Flauberta, spełnił się we Francji pod koniec XX stulecia w jestestwie swoim triumfalnie, lecz przed zajęciem podstawy wobec egzystencji, czyli ujawnieniem - jak by powiedział Gombrowicz - stosunku do Formy.

Maska przykrywa we Francji niesłychane "brutalstwo" w stosunkach między ludźmi. Okrucieństwo bliskie barbarii, depersonalizowane chamstwo, doskonale opisane w dziele Sławomira Mrożka, różnią się od francuskich w sposób zasadniczy. Egzystencja rodzimych Zenków jest jawna, dokuczliwa i brzydka, ale niekiedy rozczulająco nieskryta, chciałbym rzec - powierzchowna. We Francji przybrała ona kształt głębinowy, istotowy, schizofreniczny, instytucjonalnie gwarantowany wybornymi tradycjami biurokratycznymi, treningiem w znoszeniu upokorzeń, w "łykaniu żab". Obłuda i cynizm występują pod maską - pod maską właśnie - "ducha kartezjanizmu".

170

Stąd coraz wyraźniejszy i coraz bardziej przejmujący strach we Francji przed Obcym. Ów lęk stanowi zewnętrzny objaw dekadencji kultury maski. Uczeni socjologowie i politolodzy widzą źródła pogłębiającego się szowinizmu Francuzów w kryzysie gospodarczym. Wiedzą i powtarzają, że obcych we Francji wcale nie przybywa, że lęk przed najazdem barbarzyńców z Afryki, z Azji i z Europy Centralnej (zwanej tu Wschodnią) to choroba z urojenia. Cóż z tego? Lęk przed Obcym puchnie, skrajnie prawicowy Front Narodowy Le Pena rośnie w siłę, a zaporowe przepisy administracyjne przeciwko rzekomym najeźdźcom po cichu wchodzą w życie.

Obcy wygląda rozmaicie. Obcym jest również kloszard. On budzi strach największy, niczym w średniowieczu trupy skazańców wywieszane po zamkach na widok publiczny. Dziś on - jutro ty znajdziesz się poza układem, jeśli nie połkniesz tego, co patron każe ci połknąć. I ty zostaniesz Obcym. Noś więc maskę szykownie. Pudruj ją starannie. Skrapiaj perfumami.

Kloszard cuchnie, odpadła maska, za to wraz z brodą wyrasta mu twarz.

171

Zamaskowani osobnicy we "władztwie dworskiej miłości" marzą o twarzy Grety Garbo, choć drepczą prosto ku zatracie śmiesznym krokiem Charlie Chaplina.


(Śmierć w wodzie: fr. książki)

Sfinx