Tajemnica kakaowej koperty

 

1.

"Opowiadam więc wszystko. Wtedy bardzo ciekawie wypytuje się o przyczyny mej podróży. Skorom mu i to sumiennie wyłuszczył, wypytywać mnie zaczął już z największymi szczegółami o moją ojczyznę, o jej możnych, a w końcu nawet o samego namiestnika. Wreszcie, skoro zobaczył, że zasypiam już w połowie zdań - a taki byłem zmordowany ciężką drogą, a także tym nie kończącym się łańcuchem pytań, że ze znużenia język potykał mi się na wyrazach i ledwie je bełkotałem - dopiero wtedy pozwolił mi pójść spać. Wyrwałem się nareszcie z tej głodnej, ale za to przegadanej wieczerzy u starego zgniłka, i obciążony nie jadłem, ale z sennością, i najedzony tylko jego ględzeniem, wróciłem do swej izby i udałem się na upragniony spoczynek".

     Apulejusz z Madaury, Metamorfozy albo Złoty osioł, przeł. E.Jędrkiewicz

 

2.

Jeden z mówiących w Zaproszeniu otrzymuje, w ciągu metamorfoz, imię Chiron. To najsławniejszy z centaurów, prawy, mądry i uczony - przypomina Władysław Kopaliński w Słowniku mitów i tradycji kultury - znawca muzyki, łucznictwa i medycyny, nauczył ludzi homeopatii. Był mistrzem Asklepiosa, wychował Achillesa i Jazona, przyjaźnił się z Heraklesem, który go przypadkowo zranił w kolano zatrutą strzałą. Rana się nie goiła, więc Chiron, nie mogąc wytrzymać bólu, zrzekł się nieśmiertelności na rzecz Prometeusza. Zeus umieścił go na firmamencie jako gwiazdozbiór Strzelca.

 

3.

List. Zaproszenie od Czesława Dziekanowskiego, który mnie zaprosił do napisania o Zaproszeniu. Z jego powieści cytuję początek i koniec, środek - dalej.

Początek:

"Nie dość, że lato zapowiadało się sensownie, to jeszcze otrzymałem list z Anglii. W kakaowej kopercie, którą natychmiast rozciąłem paznokciem, żeby dotrzeć do wnętrza. Dłoń mi przy tym drżała - spodziewałem się jakiejś tajemnicy, ale natrafiłem jedynie na zaproszenie".

Koniec:

"- Posłuchaj uważnie - nagle odezwał się sobowtór i wręczył mi list, który wydał mi się podejrzanie ciężki. - W tej chwili przeżywasz kryzys i nie potrafisz o niczym innym myśleć, tylko o domu starców. W kopercie, gdy otworzysz list, znajdziesz pistolet i instrukcję. Instrukcja jest ci dobrze znana, a pistolet jeszcze słabo. W każdym razie masz tam tylko jeden nabój. To zupełnie wystarczy, by wreszcie to wszystko zakończyć.

Paznokciem rozciąłem kakaową kopertę. W jej wnętrzu znalazłem pistolet i instrukcję, która wcale nie była mi znana. Nakazywała, żebym zrobił w tył zwrot i broń przekazał własnemu sobowtórowi. Bez wahania uczyniłem to.

- Samego siebie chcesz zabić?

A gdy skinąłem głową, rozległ się strzał".

(Na jedność początku i końca powieści Czesława Dziekanowskiego zwróciła jako pierwsza uwagę Anna Konopska w artykule: "Gry umysłu w powieści Zaproszenie", "Świat psychoanalizy" 1998, nr 2).

 

4.

A teraz środek. Oto opowieść, która ułożyła mi się, gdy czytałem Zaproszenie. Opowieść o wchodzeniu: do pubu, o locie samolotem, o podróży na "Wyspę Szczęśliwą", do kurnika i do karmnika, ale nie tylko. W tej opowieści słychać trzy głosy: Czesława Dziekanowskiego, Pascala Quignarda, autora Wszystkich poranków świata, Słowa na końcu języka oraz Seksu i trwogi, któremu opowiadanie wiele zawdzięcza. I mój - pomiędzy.

W rzymskich świątyniach zamienionych na kościoły oko niepokoją rozwarte usta śmiertelnej bestii, pożerającej nagie i potępione ciała, wydalane na wieczność, w brzuch, do otchłani. Od czasów etruskich piekło to pożerająca bestia, zanim jeszcze życie stało się snem, z którego strwożonego wygnańca budzi godzina śmierci. Bestia pożera i wypluwa, potępieni krzyczą jak dzieci wydalane z rozwartego sromu kobiet przy porodzie.

Wyplucie w świat skrywa większą tajemnicę niż odchodzenie, ponieważ wiemy, że umrzemy, ale nikt z nas nie wie, że się narodzi. Źródło naszej niewiedzy mieści się w praniewiedzy, wytryska na dziewięć miesięcy przed naszymi narodzinami, przed ciałem, mową, wzrokiem, słuchem, smakiem, węchem i dotykiem. Dlatego tak fascynuje. Dlatego tak przeraża. Nawet gdybyśmy męczyli się i wstrząsali naszą pamięcią, nie przypomnimy sobie tej sceny. Nie zdołamy też jej wypowiedzieć, a próbując - zapłaczemy się w słowa, bowiem język nie poprzedza poczęcia. Jedynie sny uchylają wrota, jedynie sztuka ją - niekiedy - podejrzewa, jedynie kochankowie, w zapomnieniu, rozgrywają na niej komedię podejrzeń.

 

5.

W tajemnicę pierwotnej sceny wmyślali się mistycy. Brat Eckhart w roku 1323 pisał w Strasburgu: Gratia est ebullitio quaedam parturitionis Filii, radicem habens in ipso Patris pectore intimo (łaska jest rodzajem wrzenia przy poczęciu Syna, płynąca z wnętrza Ojcowskiego serca). Quid est hodie? Aeternitas. Ego genui me te et te me aeternaliter (Czym jest dzisiaj? Wiecznością. Złączyliśmy się ja i ty, i ty i ja na zawsze). Deus jest formą ojcostwa, która wszystko przenika, by zetrzeć ze sceny zmazę.

Scena jest niema jak ryba. Tysiącletni zakaz dotykania ryby ostrzem noża przestaje obowiązywać w piątek, ale słowa się mszczą za niewypowiedziane. Polskie słowo "piątek" zupełnie się nie liczy, ale francuskie vendredi pochodzi od Veneris dies, dnia Wenus. Rybna ofiara piątkowa upamiętnia epifanię Afrodyty wynurzającej się z piany "fal oceanowych", w które wniknął obcięty i odrzucony fallus Uranosa. Fallus pochodzi od greckiego phallos. Po łacinie phallos - to fascinus. Fascinus fascynuje. Fascynując - trwoży.

 

6.

Seks rodzi przerażenie. Psyche w Metamorfozach Apulejusza lamentuje:

"Jakiejże ja mogę już innej w nieszczęściach mych pomocy szukać i na jaką się spuścić, ja, której nie mogą pomóc nawet najlepsze chęci bogiń? I gdzie mam znowu ja - zamknięta w takich obierzach - kroki skierować, w jakich to kątach czy nawet kryjówkach się skryć, aby ujść wielkiej Wenery oczom nieuniknionym? Czemuż wreszcie po męsku nie wyrzec się tej pustej, wątlutkiej nadziei, dobrowolnie władczyni swej w ręce się nie oddać i tą prośbą, choć spóźnioną, nie przebłagać jej okrutnego gniewu? Któż zresztą wie, czy tego, którego tak długo szukam, nie znajdę tam, w domu matki jego?"

I tak przygotowana na poddanie się, w skutkach wątpliwe, ba, nawet do pewnej zguby wiodące, rozmyślała, od czego zacząć przyszłą pokutę.

Lukrecjusz powiadał o "trwodze pożądliwej", o "żądzy przeraźliwej" i nazwał ją "tajemną raną" nękającą ludzi. Wergiliusz postrzegał miłość jako "ropiejącą ranę głęboką, palącą niczym płomień ślepy i tajemny". Katullus uczynił z miłości śmiertelną chorobę:

"O bogowie, jeśli litość gości w waszych sercach, jeśli obdarzacie ludzi czymś innym jeszcze niż przerażeniem w godzinę ich śmierci, spójrzcie na mnie, nieszczęsnego. Moje życie czyste było, więc o pomoc was błagam: o wyzwoliny proszę od miłości, od tej dżumy, od trucizny kości me drążącej, we krwi krążącej, radość płoszącej z serca mego" (Carmina, LXXVI).

 

7.

Orgazm dla dawnych mędrców - to summa voluptas: dar łaski gorący, frykatywny, wzburzony, eksplozywny. Eksplozja, piana, grzbiet fali, dzięki której ludzie i zwierzęta przedłużają istnienie gatunku. Fascynujący i przerażający ruch wiecznych przypływów i odpływów. Starożytni nie rozróżniali biologii od polityki. O płodność ciała, polis i pola wznoszono modły, w lęku przed sterylnością składano ofiary i oddawano się świętym orgiom.

Mężczyzna nie potrafi utrzymać stanu erekcji, skazany na niezrozumiałą i mimowolną alternację potencji i impotencji. Fazę fallusa i penisa, fascinusa i mentuli Ejakulacja zasmuca utratą ekscytacji, bo fascynacja mija. To prawda, że utrata nasienia może okazać się płodna, ale potencjalny triumf płodności kończy poczucie poniżenia w chwili wyślizgiwania się zwiędniętego i poniżonego membrum virile z vulvae. Fascinus znika w wulwie, pojawia się, wypluty, jako mentula. Męskość mężczyzny rozmiękcza rozkosz, tak jak ciało ludzkie rozkłada śmierć. Mężczyznę trwoży brak władzy nad mocą: w chwili zagrożenia jego dłonie zasłaniają nie twarz, lecz krocze: wystarczy spojrzeć na piłkarzy przed rzutem wolnym przeciwnika.

 

8.

Bogini Wenus, czyli Afrodyta, narodziła się nie z morskiej piany, lecz ze spermy wytrysłej z odciętego i wrzuconego do morza członka. Starożytni Grecy powiadali, że wytrysk przypomina grzywę fali. Galen w De Semine opisywał spermę jako białą ciecz (dealbatum), zawiesistą (crassum), musującą (spumosum) i ruchliwą, której zapach przypomina woń czarnego bzu.

Uranos chciał wniknąć w Gaje. Pod piersią matki ukrył się Kronos. W prawym ręku trzymał sierp (harpe), lewą uchwycił członek Uranosa. Oddawszy go wraz z jądrami, odrzucił, pilnie bacząc, by nie spojrzeć za siebie. Krople krwi wsiąkły w ziemię: stąd erynie i giganci. Sterczący fascinus wpadł do morza i pojawiła się Wenus: Venus jaculata.

Kobiece wydzieliny, choć obfitsze (krew i mleko), nie kryją tyle tajemnic co sperma, o czym wiedzieli Rzymianie. Ich seksualność jest spermatyczna. Jacere amorem, jacere umorem (Tym jest kochanie, czym jest spuszczanie). Jaculatio to męska tajemnica (jactantia). Tajemnica, którą zdradził Anchizes, chociaż Wenus prosiła go o dyskrecję. Anchizes, nieszczęsny książę trojański: Wenus się w nim zakochała, bo był piękny i dzielny. Spłodziła z nim Eneasza. Anchizes zdradził sekret po pijanemu, więc Wenus, za pośrednictwem Jowisza, dotknęła go paraliżem. By nie mógł się poruszać, ruszyć, puścić, spuścić. Nieruchomy i zwiędły myślał, po zdobyciu Troi, o samobójstwie, ale Wenus kazała Eneaszowi wynieść ojca na ramionach. Skargę Anchizesa przekazał Wergiliusz:

"O wy - powiada - wy młodzi,
W których krew nie zastygła, a siły tęgie i krzepkie
Służą niezmiernie wam wciąż, wy się szybką ucieczką ratujcie!
Ja, by chcieli bogowie, bym dalej ciągnął swe życie,
Byliby przecie ten dom ocalili. Aż nadto to dla mnie,
Żem moje miasto przeżył, żem jego zatratę oglądał.
Ach, pożegnajcie wy moje leżące tu ciało i idźcie,
Ja znajdę śmierć z własnej ręki - zlitują się wrogi nade mną,
Ale zbroję zrabują; pogrzebu zaś łatwo się wyrzec,
Już i tak, nienawistny niebianom, od dawna bez celu
Wlokę me dni żywota, od kiedy tchnieniem piorunu,
Ogniem błyskawic poraził mnie ojciec bogów, król ludzi".
     Wergiliusz, Eneida (III, 636-647),
     przeł. Ignacy Wieniewski

 

9.

Natura rzeczy i człowieka z jednego wytryska źródła. Po grecku physis oznacza parcie, wzrost wszystkiego, co żyje, a wszystko żyje, umierając. Lukrecjusz w czwartej pieśni De natura rerum opisał, jak sperma wzbiera w mężczyźnie, jakie walki musi z sobą toczyć, jakie grożą mu choroby - wścieklizna u Lukrecjusza, dżuma u Katullusa - gdy prawo natury lekceważy:

"Od kiedy wiek dorosły wzmocni organy, fermentuje w nas nasienie. Żeby wyzwolić nasienie, ciało potrzebuje innego ciała, bo nasienie tryskać musi z cielesnego naczynia. Najpierw nasienie ścieka żyłami z ramion i organów wszelkich do genitaliów, które mile łaskocze, spermą je wypełniając. Genitalia pobudza wola wytryśnięcia (voluntas ejicere), wystrzelenia ku ciału, które niesamowite pragnienie budzi. Zraniony mąż pada w bitwie zawsze na zranioną stronę. Krew tryska w kierunku, z którego padł cios, zalewając przeciwnika rubinową cieszą (ruber umor). Bitwa pod znakiem Wenus przebiega podobnie, niezależnie kto napastnikiem: chłopiec o członkach kobiecych, czy kobieta pieszczot spragniona, mąż uderza w napastnika. Płonie i pragnie się złączyć (coire), wstrzelić w inne ciało ciecz tryskającą. Nieme pożądanie (muta cupido) zapowiada rozkosz (voluptatem)".

 

10.

Taką jawi się Wenus w oczach epikurejczyków. Na taką wojenną wyprawę zaprasza słowo "miłość" (nomen amoris). Bogini sączy nektar, kropla po kropli, a nektar ścina się w truciznę. Czy ta / ten, kogo się kocha, może być nieobecny? - pytał Lukrecjusz. Jej / jego obraz bez przerwy stoi w oczach. Jej / jego głos ciągle dźwięczy w uszach i w pamięci. Każda myśl kieruje się do niej / do niego, każdą chwilę chciałoby się z nią / nim dzielić. Tyle pozorów, tyle cienia, od którego koniecznie trzeba uciekać, uciekać. Oto zatrute "jadło miłosne" (pabula amoris), papka niestrawna i wymiotna. Uczuciowy MacDonald's. Lepiej w inną odwracać się stronę i wstrzykiwać nagromadzoną spermę w jakiekolwiek ciało niż oszczędzać jej dla jednego, które opętuje, opętla, ściąga przerażenie, trwogę, ból. Nie wolno drażnić wrzodu, bo się wścieka i zaognia. Dzień po dniu coraz gorzej, z każdą chwilą bliżej obłędu. Z każdym dniem słabniesz, jeśli nie potrafisz leczyć pierwotnej rany, zadając rany nowe, jeśli zagubiona (volgivaga) Wenus błądzi po ulicach. Ucieczka od miłości nie oznacza ucieczki od radości, lecz przybliża do skarbów Wenus bez płacenia gapowego lub łapówki. Większej i bardziej czystej rozkoszy - powiada Lukrecjusz - dostępują ci, którzy myślą chłodno, niż ci nieszczęśnicy, których dusze dręczy w opętaniu niepewność. Ich oczy, ich ręce, ich ciała nie wiedzą, jak się sobą nasycić, łączą w uścisku tak mocno, że krzyczą z rozkoszy nieczystej, bo okrutnej. Nikt nie ugasi pożaru, dolewając oliwy do ognia. Nikt z naturą nie wygra. Obłęd obejmuje coraz mocniej i coraz szybciej wprowadza w śmierć. Głodne ciało domaga się pożywienia i napoju, więc nie zadowoli obrazem jedzenia i picia. Nie nasyci obrazem: twarzy, uśmiechu, całego ciała. Nie uśmierzy głodu zjawa, nie napoi pozór. Nie ukoi pragnienia sen o źródle: śniący umiera z pragnienia pośrodku wodospadu. Śniących o sobie kochanków Wenus zamienia w marionetki, poi pozorami, karmi trwogą. Nawet jeśli - rzadko i przypadkiem - kochanków skleją wydzieliny (jungunt salwas) i oddech. Na próżno. Nie wyrwą z oranego pola plonu. Nie wnikną w siebie całkiem (abire in corpus corporo toto). Gdy pieni się fala, w cud wierzą, czują nawet chwilę ulgi i spokoju. A potem powracają jędze: wściekłość i zaciekłość (furor). I znowu szukają, czego nie znajdą. I znowu nie wiedzą, czego szukają. Zagubieni i ślepi, jątrzą "niewidzialną ranę" (volnere caeco). Tako rzecze Lukrecjusz.

 

11.

Kakaowa koperta kryje zaproszenie do drażnienia rany. Do walki z tajemnicą poczęcia. Do wyprawy w głąb niewiedzy o gestach, z których bierze się brzemię. Niewiedzy język nie sprosta. Wyobraźni - nie stało. Dręczy obraz sceny, na której nas nie było, a która nas wydała. Brakuje słów, choć cisną się na koniec języka w nieskończonych seriach metamorfoz, w paradach sobowtórów.

 

12.

Rana się nie goi, ból nie do zniesienia.

Na szczęście Chiron wyrzekł się nieśmiertelności.

Słaba to pociecha.

 

13.

Głodni i spragnieni schodzimy do ciemnicy, poględziwszy u zgniłka.


(Psychologia literatury ENETEIA, Wydawnictwo Psychologii i Kultury, Warszawa 1999)

Sfinx