Raptularz dla czytelników niemieckich
1. Przed dziesięcioma laty rozpocząłem pisanie tekstów, które zwykło się nazywać "felietonami". Ukazywały się one regularnie najpierw w "Gazecie Wyborczej", później w dodatku "Plus Minus" do "Rzeczpospolitej" i nadal je tam zamieszczam, ale słowo "felieton" nie bardzo do nich przylega. Chciałem wypracować inny gatunek na pograniczu gatunków, aby po felietonie wszelki ślad zaniknął, z wyjątkiem jednego - cykliczności.
2. Najpierw powstały "pasaże" czyli "opowieści o tajemnych przejściach". Patronował im Walter Benjamin, który przez blisko dwadzieścia lat starał się napisać Księgę paryskich "ulic wewnętrznych", budowanych w stolicy Francji od schyłku XVIII wieku, by w odbiciach szklanych witryn, w załamaniach i detalach tych dziwnych konstrukcji odczytać sens historii, który - jego zdaniem - zaszył się właśnie tu, w cieniu rzucanym przez światło gazowych latarni. Benjamin wierzył, że cel swój osiągnie i chociaż go osiągnąć nie zdołał, to jednak pozostawił projekt kuszący. Godny naśladowania.
3. Benjamin pozostawił dziesiątki niedokończonych wariantów dzieła. I tysiące wypisów z dzieł cudzych. Niemieccy wydawcy Benjamina ułożyli z nich tom zatytułowany: Paryż, stolica XIX wieku. Księga pasaży. Pracowicie gromadzone przez niemieckiego filozofa cytaty stanowią, łącznie z jego własnymi przemyśleniami, próbę osaczenia w "prześwicie" pomiędzy cudzymi słowami odpowiedzi na najtrudniejsze i jednocześnie najprostsze pytanie: skoro nie można nadążyć z pisaniem za życiem, to co robić, żeby ów dystans stał się jak najmniejszy? Jak opowiedzieć historię? Jak opowiadać historie i nie zmyślać? Jak zmyślać, by, opowiadając, powiedzieć prawdę?
4. Wstęp napisany bezpośrednio po francusku i - oczywiście - niedokończony do Paryża, stolicy XIX wieku Walter Benjamin poprzedził cytatem z VI rozdziału Paryża Maxime'a du Campa: "Historia jak Janus, ma dwa oblicza: jednym patrzy na przeszłość, drugim na teraźniejszość, lecz widzi wiecznie to samo" i rozważał aforyzm Schopenhauera, że by uchwycić sens historii, wystarczy porównać Herodota z poranną gazetą. Benjamin pragnął odnaleźć sens historii prześwietlając szczegóły codziennego życia z różnych punktów widzenia, za pomocą wielu głosów, cudzych głosów, mówiących o "tym samym", lecz nigdy "to samo".
5. Pisałem dla gazety myśląc o aforyzmie Schopenhauera, w którym Benjamin dostrzegł szansę dla artysty i historyka w jednej osobie. Pasaże pisałem "cudzą mową": komponowałem je nie tylko z jawnych i z ukrytych cytatów, z aluzji, ze skojarzeń, z pogłosów i z powidoków, lecz także starałem się nasączać je odmianami ironii, więc wydawały się "zabawne". Kiedy "cudzy głos" przypisywano autorowi, zdarzały się nieporozumienia: obwiniano mnie o cynizm, złość lub obnażanie "polskich kompleksów" wobec Paryża, Francji, Zachodu w ogólności, krytykowano, że widzę wokół siebie marność, rozpad, kryzys, schyłek. I tylko narzekam, by siebie pokazać. Nieprawda: głosu nie zabierałem: pozwalałem mówić innym. Inaczej: pisząc pasaże, przygotowywałem się do odpowiedzi, ale ciągle nie wierzyłem, że nadszedł czas, by włączyć się do chóru. Pasaże jako gatunek literacki - to "patchwork", płaszcz gałganiarza, łatana peleryna "flâneure'a". Claire Devarrieux w recenzji z francuskiej wersji książki wyzyskującej, między innymi, pasaże i zatytułowanej La marche de Rutkowski (Marsz Rutkowskiego), "Libération", 31 grudnia 1998 napisała: "Walter Benjamin podkreślał, że tysiące świadectw o Paryżu pozostawionych przez flâneurów różnych narodowości: Francuzów, Niemców, Duńczyków, Rosjan i Hiszpanów łączy, w ciągu wieków, jedno: upojenie. Rutkowski pieszo lub rowerem przemierza ulice tego miasta wystarczająco «radosny i pijany», by Paryż końca wieku dla nas samych stał się znowu pitny".
6. Po kilku latach prób, pasaże przestały wystarczać. Jako gatunek, bo jako konstrukcje, "którym brak strony zewnętrznej jak snom" nadal sycą mnie zdumieniem i podziw dla utopijnego przedsięwzięcia Benjamina nie maleje. Spróbowałem nieco innej drogi: chyba bardziej ryzykownej, wzdłuż pionowej osi: wspinaczki i wstępowania w głąb, na przemian, albo lepiej - równocześnie: im wyżej, tym głębiej i na odwrót. Pasaże ścisnąłem w raptularz. Słownik Języka Polskiego podaje następującą definicję tego słowa: "Zeszyt, brulion, księga do odręcznego spisywania różnych wiadomości, zdarzeń; zbiór notatek". Ten, kto prowadzi raptularz, to "człowiek, prędki, popędliwy", dlatego polską wersję książki noszącą tytuł "Raptularz końca wieku" poprzedziłem cytatem ze Sfinksa Józefa Ignacego Kraszewskiego: "Dobroczynny, ale raptusowo i jakby od niechcenia, w sercu pełen namiętności i uczucia szydził, aby pokryć, jak wiele cierpiał, jak czuł wiele". Chciałem, od przebłysku do przebłysku opisać, które przedmioty stają się współczesnymi mitami, jaka otacza je aura. Skoro Benjamin tropił sens zeszłowiecznej historii w paryskich pasażach, to gdzie? w czym? jak? dziś odnaleźć najwymowniejsze znaki przesilenia i zaprosić je do rozmowy. Specjaliści twierdzą, że obecny koniec wieku nie kryje sensu symbolicznego. Jean Delumeau, autor, między innymi, Historii strachu uważa, iż rok 2000 nie powinien potęgować emocji, skoro wiadomo, że Jezus narodził się albo na sześć, albo cztery lata przed rokiem "0". Żydzi i Muzułmanie tym bardziej: ani radować, ani nadmiernie smucić się schyłkiem wieku nie muszą. Żadna przepowiednia w tę noc końca świata nie wpycha. Georges Duby, znakomity mediewista francuski twierdzi, że lęk przed rokiem 1000 wymyślili dopiero dziewiętnastowieczni historycy. Czy aż tak bardzo ulegliśmy mediom i internetowi, że nawet nasze lęki od nich zależą? Raptularz był potrzebny, żeby nadążyć słowem za rzeczą. Chciałem się wsłuchać w to, co rzeczy same mają do powiedzenia. Ich mowę splatałem i mieszałem, zgodnie z recepturą nie tylko Waltera Benjamina, nie tylko Bachtina, lecz także Mirona Białoszewskiego, który zalecał, by w pisaniu "wątek był czynny, a osnowa bierna". W górę i w dół jednocześnie. Już nie patchwork z cudzych głosów, lecz zderzenie dwóch opowieści: współczesnej i dawnej: mitemu i mitu, ponieważ w tym, co rozgrywa się na naszych oczach, zawsze tkwi to, co już się dawniej zdarzyło i co zostało opowiedziane, wyśpiewane, wytańczone przez poetów, mędrców i kuglarzy, przez ludy Starego i Nowego Świata. Raptularz - to prze-powieść. Opowiada się o czymś. Przepowiada się coś, chociaż prze-powieść to nie wróżba. Najwyżej przestroga.
7. Próby "antyfelietonu" prowadzące przez pasaże i raptularze doprowadziły do trzech wydanych po polsku książek: Paryskich pasaży. Opowieści o tajemnych przejściach (1995); Raptularza końca wieku (1997); Śmierci w wodzie. Prozy (1999). Wszystkie trzy ukazały się nakładem gdańskiego wydawnictwa słowo/obraz terytoria. "Doprowadziły" - powtarzam, bo nie stanowią one wyboru tekstów drukowanych w ciągu ostatniego dziesięciolecia w gazetach, lecz tworzą osobne całości, podobnie jak wydanie francuskie pt.: Les passages parisiens. Chroniques d'un écrivain polonais (Paris 1998, Ed. "Exils", przekład: Frédérique Laurent) oraz wydanie niemieckie. Wersja niemiecka różni się od francuskiej, a obie - od trzech tomów po polsku. Gdyby się powtarzały - cała robota na nic.
--------------- Wstęp do niemieckiej wersji Raptularza
końca wieku pt.: Notizen am Ende des Jahrhunderts. Aufzeichnungen
eines Flaneurs w przekładzie Niny Kozlowski, który ukazał się nakładem
Rospo Verlag w Hamburgu na jesieni 1999 roku. |