293 Miedziane włosy, połysk kasztanowy. Twarz wyłaniająca się z uśmiechu. Oczy palące, smutne, zaciekawione, czekające. Usta lekko nabrzmiałe, może po długim kochaniu. Kostium ciemnoniebieski, wpadający w szarości, pod rozłożystym kołnierzem guziki duże i starannie zapięte. Na gołej szyi aksamitna tasiemka, na głowie kapelusz zwany niniche. Rękawy z sutym haftem. W dłoniach otwarta książka, na podołku drzemie szczenię. Młoda kobieta ze szczenięciem siedzi na murku. Za nią żelazna bariera, strzegąca torowisk w pobliżu Mostu Europy i Dworca Świętego Łazarza. Obok stoi dziewczynka w białej sukience z wielką błękitną kokardą. Jej dłoń na żelaznym ogrodzeniu, oddzielającym ją od ruchu, pędu, podróży, od drogi. A może i od świata. Na murku kiść dojrzałych winogron. Młoda kobieta patrzy na mnie. Dziewczynka odwrócona plecami - obserwuje tory, budkę dróżnika, filar mostu i buchającą z niewidocznej lokomotywy parę. Za chwilę usłyszy głosy: gwizd, stukot, zgrzyt żelaza. I zakwili szczenię. 294 Oryginał obrazu Edouarda Maneta Kolej żelazna zwanego też Dworcem Świętego Łazarza w Muzeum d'Orsay. Obraz przyjechał z Waszyngtonu, z National Gallery of Art. Znałem go wcześniej z reprodukcji. Od dawna budził we mnie lęk przemieszany z zachwytem. Kobieta o miedzianych włosach i oczach palących jak lód. Kto
to? Słynna Victorine Meurent, modelka Maneta. Tak? Nie! To ktoś inny,
kogo widywałem we śnie. Wpatrywałem się w jej twarz i przyznaję: w żołądku
i w jelitach budziło się gorąco: promieniste, pożądliwe, intensywne. Stopniowo
zakochiwałem się w kobiecie o miedzianych włosach, co można uznać za objaw
choroby lub za śmieszność. Trudno. I bardzo chciałem ją odnaleźć. Poza
kadrem. Wiedziałem, że to możliwe, jeśli dziewczynka wypuści z ręki pręt
bariery i odwróci ku mnie głowę. Wiedziałem też, że kobieta o miedzianych
włosach i dziewczynka w białej sukni to jedna i ta sama osoba. Nie bez
powodu noszą w uszach podobne kolczyki. Na wystawę pobiegłem, żeby stanąć
z nią twarzą w twarz. Niech powie, kim jest, bo zwariuję. 297 Celina Mickiewiczowa zwariowała z miłości. To już wiem. Chorobie różne stawiano diagnozy, ale nigdy nie udało się jej rozpoznać. Podejrzewano tak zwaną psychozę laktacyjną, czyli "uderzenie pokarmu na mózg", należącą - jak zauważyła Ewa K. Kossak w Boskich diabłach - do psychoz schizofrenicznych i cyklofrenicznych, lecz jej przebieg nie był typowy. Nie można wykluczyć przypadku "zespołu majaczeniowego o typie delirium febrile jako powikłania ropnego zapalenia sutka". Profesor Konrad Górski, po konsultacji z neurologiem, doszedł do wniosku, że choroba Celiny to albo schizofrenia, albo histeria. Raczej histeria, skoro Towiański pomógł. W Charenton cierpieniu Celiny próbował ulżyć doktor Esquirol. Ewa K. Kossak przeanalizowała statystyki szpitalne i zauważyła, że przypadek Celiny nie był odosobniony, chociaż trudno go nazwać i zaszeregować. W owym czasie za pierwszy powód szaleństwa uznawano dziedziczność, następnie kłopoty domowe, libertynizm, onanizm, gwałt, nagłe popadnięcie w nędzę, zaburzenia popołogowe, nadmierną zazdrość, zranioną miłość własną oraz lekturę romansów. Powodem szaleństwa Celiny stała się miłość do Adama Mickiewicza, a raczej zespół miłosnych rozczarowań. Odkrycie, że nie tylko on jej nie potrafi pokochać, lecz właśnie przez nią przestał pisać. Celina zamiast na tory rzuciła się z całą siłą w szaleństwo, czyli - jak by powiedział Foucault - w "nieobecność dzieła". 298 Słowo "psychiatra" wymyślił w roku 1802 Johann Christian Reil, który jako pierwszy zwrócił uwagę na związek pomiędzy ekscytacją seksualną i chorobami umysłowymi, szczególnie zaś histerią. W niektórych przypadkach zalecał on jako formę terapii uprawianie stosunków płciowych, co przeciwnicy syna pastora uznali za pomysły nie tylko moralnie podejrzane, lecz po prostu wariackie. Niemiecki lekarz z pewnością błądził, ale rozumiał, że choroby duszy powoduje bezruch, więc pacjentom zalecał takie podróże, w które względnie łatwo było im wyruszyć. Reil wpłynął na Esquirola, a Esquirol wychował ucznia: Jacques'a Josepha Moreau de Tours urodzonego w Montrésorze. Moreau de Tours towarzyszył zamożnym pacjentom doktora Esquirola w podróżach terapeutycznych po Azji Mniejszej. Patrzył uważnie na Arabów palących haszysz. W roku 1840 w szpitalu dla obłąkanych w Ivry rozpoczął z haszyszem eksperymenty. Na sobie. Uznaje się go za prekursora psychofarmakologii. Moreau deTours jako pierwszy zwrócił uwagę na pokrewieństwo marzeń sennych z halucynacjami i opisał różnicę pomiędzy osobą zdrową i cierpiącą na zaburzenia psychiczne w kategoriach jawy i snu. Doszedł do wniosku, że każdy śni na jawie: człowiek "normalny" potrafi się przebudzić. Chory - tego nie umie. Widzi i słyszy przez pręty ogrodzenia. Powinien wyruszyć w drogę jak najszybciej, bo będzie za późno. 299 Z olejnego portretu sporządzonego około 1840 roku przez anonimowego artystę (znajduje się on w zbiorach rodzinnych Goreckich) Celina Mickiewiczowa patrzy na mnie oczyma kobiety o miedzianych włosach, chociaż nosi suknię dziewczynki widzącej torowisko przez pręty. Możecie mi wierzyć lub nie: przyczynę choroby Celiny odkryłem przed obrazem Maneta w Muzeum d'Orsay. I powiem szczerze - zadrżałem. Kolej żelazna albo Dworzec Świętego Łazarza przedstawia chwilę tajemniczą i graniczną - moment możliwego wciąż przebudzenia, albo odejścia w szaleństwo. Podróż albo ciemność. Dziewczynka rozszerzonymi z przerażenia oczyma śledzi pędzącą od Dworca Świętego Łazarza białą lokomotywę. Kobieta o miedzianych włosach czeka, bym zaprosił ją w długą podróż. Buchają kłęby pary. Za chwilę przebudzi się szczenię i krew pocieknie z winogron. 300 Jacques Brel: "Okna mnie tropią..." 301 Samobójstw we Francji coraz więcej. Nie bardzo wiadomo dlaczego, chociaż niby wiadomo, ale nieprzekonująco i boczkiem: że widmo bezrobocia, że utrata sensu życia, że brak perspektyw, że coraz większe trudności w odróżnianiu rzeczywistości wirtualnej (gry komputerowe, Internet, telewizja) od rzeczywistości realnej. Może. Ale dlaczego tyle osób strzela sobie w głowę w Prowansji, w kraju wędrownych aniołów pod niebem aż fioletowym ze szczęścia, w poświacie morza i skał z przedsionka raju, pośród śpiewu cykad i miodowej woni oleandrów, w domach spokojnych, dostatnich i cichych, z basenami o wodzie jak kryształ, z amforami oliwy, z beczułkami wina? Może za pięknie, może za dobrze? Nadmiar piękna potrafi zabijać, zbytek szczęścia dwururkę każe wyciągać z komory. 302 W połowie grudnia 1838 roku Celina Mickiewiczowa zaczęła wobec otoczenia zachowywać się coraz agresywniej, a męża dręczyła ze szczególną zajadłością. Eustachy Januszkiewicz pisał do Larissówny: "Nieszczęśliwy, biedy Adam widząc, że sam nie podoła niczemu, zdecydował się Celinę umieścić w jednym z najlepszych zakładów dla obłąkanych. Celina radaby każdemu robić to właśnie, co mu najbardziej się nie podoba; nad tym najwięcej umysł jej pracuje, jakby każdemu dokuczyć. Adam przez sześć tygodni był celem nieustannym tego jej usposobienia. Temu sześć czy siedem dni do takiej go przywiodła rozpaczy, iż ją chciał bić, a zreflektowawszy się, schronił się do izby kucharki, żeby odpocząć. I tam go znalazła, i już Adam chciał się z trzeciego piętra rzucić, żeby koniec swej męczarni znaleźć". 303 Wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie tę chwilę. 17 lub 18 grudnia 1839 roku. Poniedziałek albo wtorek. Celina z rozszerzonymi oczyma, wykrzykująca wibrującym głosem straszliwe słowa, które mogą zabić. Mickiewicz szarpie za klamkę okna na trzecim piętrze izby kucharki przy Val-du-Grâce numer 1. Już dłużej nie wytrzyma. Do zamkniętych drzwi dobija się śmierć. Jeszcze jeden krzyk, nagły gwar ulicy, oślizły parapet i - milczenie. Krótki lot - czarny kształt przylega do błota, czerwień zabarwia powoli siwiznę. Płoszy się koń woziwody: staje dęba i rży. 304 Odlatuje się z okna z powodów przeróżnych. Niedawno czytałem w polskiej prasie, że chłopiec odleciał z balkonu, bo wstąpił w niego Superman. Połamał się, leczy wyżył. W osiemnastej dzielnicy Paryża młoda kobieta przemieniła się w ptaka. Wyfrunęła z wysokiego piętra. Przeżyła, bo spadła na przechodnia, który zginął na miejscu. Przykłady mógłbym mnożyć, ale jakoś się boję. To dziwne, ale okna przyciągają ludzi w tak zwanej "sile wieku", zdrowych, z ambicjami, z perspektywami i z rodziną, po nawiedzeniu ich przez głosy, w ogni dziwnej wiary, w przypływie niedobrej energii, tamtego grudniowego dnia głos wytropił poetę przy oknie w pokoju kucharki, krzykiem obłąkanej żony zza zamkniętych drzwi. 305 Wiele osób cieszyłoby się z takiego rozwiązania. Bardzo wiele: oto godny i piękny koniec dla wieszcza, który przestał pisać. Mickiewicz skacząc w poniedziałek lub wtorek, 17 lub 18 grudnia 1838 roku, z okna pokoju kucharki, oszczędziłby wielu rozczarowań i - co tu dużo gadać - kompromitacji. Adam Mickiewicz: 1798-1838. Nieźle. Żyzny grunt dla dzięcieliny legend. Innych niż te, które znamy i przepowiadając - współtworzymy. Legend zgęstniałych, bo wyzbytych kilkunastu lat żywota dziwacznego, ciemnego, moralnie dwuznacznego, podejrzanego i kto wie - czy nie zmarnowanego. Już niedługo Mickiewicz zaczął wszak wyprawiać "coś", co spowodowało, że dawni przyjaciele odwrócili się doń plecami, polscy księża oskarżyli o straszną herezję, a policja francuska spowodowała, że utracił katedrę w Collège de France i nigdy nie uzyskał francuskiego obywatelstwa, choć się o nie bardzo starał. 306 Kiedy wędruję po brzegach znajomych, Kiedy nasłuchuję lamentu, krzyku mężczyzn i kobiet przepadłych na morzu, kiedy wdycham nienazwane zapachy niesione przez wiatr, A tak tajemniczy ocean podchodzi coraz bliżej, Ja też znaczę tyle, co wypłukany osad, Co ziarna piasku i szlam, okruchy, podnoszę ich garstkę i jestem ten piasek i okruchy. 307 Jak i dlaczego obłęd Celiny dręczył Adama? Jakie mordercze słowa wykrzykiwała, ze chciał ją bić, lub skakać oknem? Zazdrość? Ksawery Deybel wtedy jeszcze w Paryżu nie było, więc nie erotyczne przygody ciała wchodziły w tę piekielnawą grę. Ewa K. Kossak napisała w znakomitej książce Boskie diabły, że Celina dręczyła Adama z innych powodów: "Wspomniana przez Januszkiewicza «męczarnia» czy «tortury», jak później wyraził się poeta, musiały polegać na czymś znacznie perfidniejszym. Skądinąd wiadomo, że Mickiewicz zarzucał żonie, że odnosi się do niego z powątpiewaniem, a Towiański zwrócił uwagę na pogardliwy stosunek Adamowej do męża, ale chyba nie na tle seksualnym. Istnieją dwie możliwości. Że szalona jątrzyła swymi wystąpieniami nigdy nie zagojoną ranę męża tym, iż z perspektywy wielkopolskich dworów, otoczony rozrywkami i romansowymi wielbicielkami, był świadkiem dogorywającego powstania, sam nie biorąc w nim udziału. Lub że dręczyła męża z powodu jego twórczej impotencji. Inni poeci pisali i wydawali, choćby Zygmunt Krasiński i Juliusz Słowacki. Zwłaszcza ten drugi..." 308 Nie miałem najmniejszego pojęcia, kim i czym jestem, Że przed moimi aroganckimi wierszami stoi ten Ja prawdziwy, Nietknięty, nieodpowiedzialny, niedosiężny, chłodny, I przedrzeźnia mnie, kłania się, daje znaki, Śmiejąc się ironicznie z każdego słowa, które napisałem. 309 Hipoteza Ewy K. Kossak dotyka (chyba) sedna tajemnicy. Celina w obłędzie dręczyła Mickiewicza jego niepisaniem, znała jego słabe punkty; przecież w swym doczesnym życiu dokonał dwóch "aktów strzelistych" o niesłychanym wręcz napięciu emocjonalnym, dwukrotnie odsłonił się prawie całkowicie: podczas spowiedzi właśnie przed nią, wtedy jeszcze panną Szymanowską, 28 czerwca 1834 roku, gdy zjawił się w mieszkaniu Wołowskich, w kilka godzin po niespodziewanym przybyciu przyszłej żony do Paryża, oraz czternaście lat później, w Rzymie, na przełomie lutego i marca 1848 roku, kiedy spowiadał się przed księdzem Jełowickim. Mickiewicz w paryskim mieszkaniu Wołowskich nie tylko dokonał spowiedzi przed Celiną: z romansów, z wahań, z niespełnień, z niezaradności życiowej, ale ją samą zmusił do wyznań dotyczących jej żydowskiego pochodzenia. Celina w pierwszej fazie szaleństwa, obarczając się niemożliwą misją, pragnęła Adama ze słabości wydobyć. W drugiej fazie wyrzucała mu je z furią. W fazie trzecie, z przełomu 1840 i 1841 roku, szaleństwo Celiny pchnęło ją w świat fatałaszków i błyskotek, w kostium, w udanie, w przebieranki. Atakowała falami, w zmiennym i nieprzewidywalnym rytmie, i cierpiała, podobnie jak Adam - straszliwie. 310 A może Mickiewicz przestał pisać tylko z zimna? Tylko z biedy? Z powodu pieluch? Z powodu emigracyjnego piekła i szaleństwa Celiny? W grudniu 1841 roku pozostawał w mieszkaniu przy ulicy Amsterdamskiej w zupełnym otoczeniu i desperacji. Żona w domu wariatów. Dzieci przerażone kryły się po kątach. A on niańczył na kolanach półroczną Helenkę. Widok Adama kołyszącego maleńką córkę w zimnym, w za dużym mieszkaniu na Batiniolach. Siedzi i tuli płaczące dziecko, bo "nawet służąca pochorowała się obłożnie w tym domu wariatów". Siedzi i tuli, i kiwa się na krześle, siedzi, i kiwa, i tuli - ciarki przechodzą po plecach. Przestał pisać. Czyja to wina? Czy zaprzestanie pisania wolno rozważać w kategoriach winy? 311 Stanąłem w kuchni przy oknie i spojrzałem w szybę. "Noc gęstniała powoli, jakby ściana ciemna" - napisał Baudelaire szykujący się do odlotu przez balkon. Ujrzałem twarz mężczyzny w sile wieku, który śmiało mógłby rzec, że wreszcie jest szczęśliwy i dzięki temu z polszczyzną potrafi zatańczyć każdy taniec (albo prawie), jego ciało nigdy nie było ani tak sprawne, ani tak umięśnione, nigdy nie wygrywał tak swobodnie z dwudziestoletnimi blackami w crossach po Lasku Wenseńskim (przynajmniej przez pierwsze cztery kilometry). Pół kroku wstecz i udręczona twarz mężczyzny, który zatrzasnął się - nie całkiem dobrowolnie - w klatce, który jak usidlony wilk szarpie się i wreszcie odgryzie nogę, by kulejąc i krwawiąc - ruszyć ku morzu. 312 "Iść dalej (O, żyć zawsze!) i zostawiać zwłoki za sobą". Okno? Nie. I tak przecież zabierze mnie woda. 313 Andrzej Bobkowski: "Równie dobrze
pływam, jak myślę". |